Duda – będą cuda?

Wiem, wiem Duda jest dzisiaj wałkowany wszędzie i odmieniany przez wszystkie przypadki. Czy tego chcę czy nie został prezydentem. Nie jest to mój prezydent – jestem z miasta i mam wyższe wykształcenie, głosowałam na Komorowskiego.
Trudno, wybrano polityka z trzeciego rzędu, zobaczymy jak sobie poradzi. Wczoraj wieczorem poczułam się oszukana, jak to nie „nasz” prezydent? On? Ten człowiek z partii, której szacunkiem nie darzę? Powinnam się cieszyć, że mnie Kukiz, bo prezydenta z taką twarzą bym nie chciała. No smutno mi, no co zrobię. Pociesza mnie, że nie tylko ja się dziwię. Media „na świecie” piszą, że wygrał narodowy konserwatysta, eurosceptyk pod którego rządami czeka Polskę prawdopodobnie ostry skręt w prawo.
Spróbuję jednak być obiektywna – był lepszy, jego kampania była lepsza, wyszedł do ludzi, ściskał ręce i obiecywał gwiazdki na niebie. Komorowski wierzył w to, że ludzie przyzwyczajeni do jego „rządów” znów go wybiorą. A tu niespodzianka…
Powinnam się cieszyć z tego wyboru, bo Duda: obniży z powrotem wiek emerytalny, podniesie wysokość kwoty wolnej od podatku, da mi po 500 zł na dzieci, i pewnie jeszcze kilka „cudów-dudów” się zdarzy. Tylko skąd wezmą się na to pieniądze? Dodrukujemy?
Mieliśmy już prezydenta elektryka, magistra bez dyplomu, a teraz kolejnego prawnika, przeżyliśmy tamtych damy radę i z tym. Gorzej będzie jak i premier będzie „ich” a nie nasz, wtedy może być już troszkę „straszno”, bo cofniemy się w rozwoju ekonomicznym i społecznym o dekadę jak nie więcej. Pewnie pojawi się wiele bogoojczyźnianych akcentów, może parę pomników „ku czci”, wrak samolotu zostanie uroczyście przywrócony na ojczyzny łono.
Pożywiom, uwidim – skazał sliepoj.