Dudówna i inni studenci

Nasza nowa pierwsza córka jest studentką prawa. Nie wątpiąc w jej inteligencję myślę, że czeka ją dość ciężka sesja. Po pierwsze primo z powodu kierunku, a po drugie z racji nazwiska. Tak, tak to tez może mieć wpływ – „stety” czy nie, ale dzieci często są karane/gratyfikowane za swoich rodziców. Może się zdarzyć, że ktoś zechce jej pokazać, że „Oj Dudówna, Dudówna nazwisko to nie wszystko”. Oby jak najmniej takich sytuacji, ale myślę, że początki bycia pierwszą córką RP będą trudne.

Dlaczego tak myślę? Sama egzaminuję i wiem, że nie ma studenta, którego nie można „uwalić”. Ja jednak jestem leniwa, nie lubię sesji poprawkowych i pytam tak długo, aż udowodnię delikwentowi, że jednak coś wie. Chociaż są tacy, którzy dzielnie się bronią i mimo serii pytań dodatkowych zmuszają mnie do spotkania we wrześniu.
W ogóle sesja i egzaminowanie to niezła zabawa, ja udaję, że jestem strasznie poważna, a studenci (niektórzy), że są świetnie przygotowani. Zabawa jednak zaczyna się tak naprawdę dużo wcześniej. Ja pasjami lubię studentów mówiących, zadaję pytania, wtrącam dygresje, pytam co myślą o tym co im mówię. Chcę, żeby wykład nie był monologiem. Zwykle kilka osób, czasem mniej, czasem więcej wchodzi ze mną w interakcje. I tych zapamiętuję. Jeśli na wykładzie jest ok 80 osób to nie ma szansy, żebym pamiętała wszystkich – pamiętam:
a) interaktywnych
b) zawsze spóźniających się
c) najprzystojniejszych 🙂
Jak to się ma do egzaminu? A no ci, których pamiętam mają łatwiej – nie, nie pytania mają takie same, ale ja ich znam i nie chcę ich skrzywdzić. Jeżeli odpowiadają z sensem to świetnie, jeżeli bredzą to gorzej, ale ciągnę za uszy, żeby chociaż tą trójczynę wstawić. Tych, którzy są mi obcy też dopytuję ale z mniejszym zaangażowaniem.
Studenci już mnie rozgryźli i zawsze znajdzie się ktoś, kto odzywa się na każdym wykładzie, zwykle bredzi, albo dygresja jest daleka od tematu, ale stara się zaznaczyć swoją obecność. Dodatkowo dopytuje po zajęciach o szczegóły, przychodzi na konsultacje, kłania się w pas na korytarzu. jednym słowem – buduje swoją markę jako studenta zaangażowanego i oczarowanego przedmiotem. Co roku zdarzają się tacy studenci – płci obojga.
Na egzamin przychodzą zwykle wyluzowani i często… słabo przygotowani. Za to jak cudnie się wdzięczą, czarują, mądrze patrzą. No nie da się odesłać takiego/takiej z dwóją. Dopytuję, dopytuję, dopytuję…..

Wracając do słynnych nazwisk – kiedy studia podjęły dzielne posłanki z „samoobrony” zastanawiałam się czy potrafiłabym uczciwie je egzaminować. Czy jakby pojawiła się Renia z kurwikiem w oku to starałabym się pytać czy udowodnić, że nic nie wie?

I tego życzę pannie Dudównie – egzaminatorów bez dylematów.