Chciałam, chcę, zechcę

Dzień dziś cały na nie, niczego mi się nie chce, dzieci marudne, deszcz pada, a do tego zepsułam ulubioną parasolkę czerwoną. Mam ochotę się upić, ale nie mogę, bo karmie, zjadłam kawał czekolady i trochę mi lepiej, zjadłabym jeszcze  do tego frytki. Ale nie che mi się iść do Maca.

Nigdy tak do końca nie wiem czego chcę. Jak byłam mała przez kilka lat chciałam być weterynarzem, a z do liceum chciałam, ale mierna z chemii skutecznie mi pomysł z głowy wybiła. Poszłam na socjologie i w sumie było fajnie, na tyle fajnie, że zdecydowałam się na doktorat. W międzyczasie szukałam pracy, byłam na stażu w MOPR. To tam zdecydowałam, ze „łotewer”, ale nie chcę pracować 8 h dziennie przez 5 dni w tygodniu.

  Chciałam za wszelką cenę zostać na uczelni.

Udało się!

Praca na początku baardzo mnie kręciła, czytałam, pisałam, miałam kontakt z mnóstwem ludzi. Z czasem entuzjazm osłabł, różowe okularki spadły. Moją ambicją były ciekawe wykłady, angażowanie w nie studentów, dyskusja, intelektualny ferment. Mimo moich wysiłków mało kto starał się wchodzić ze mną w interakcje. Z roku na rok coraz rzadszy błysk intelektu w oczach studentów. Na egzaminach systematycznie obniżanie poprzeczki. Na ćwiczeniach miałam test końcowy – pierwszy z roczników, aby go zaliczyć musiał zdobyć coś ok 12 punktów. Co roku było mniej ocen bdb, a ja z uporem godnym lepszej sprawy wtłaczałam wiedzę kolejnemu rocznikowi i na koniec powtarzałam test. W ubiegłym roku zmniejszyłam wymagania – zaliczenie za 5pt, najsłabsi mieli po 1 punkcie. Doszłam do ściany, moja praca nie ma sensu, nie nadaję się na wykładowcę. Wprost proporcjonalnie do wzrostu głupoty studentów, rośnie uczelniano-ministerialna biurokracja i punktomania. Zbliża się termin mojej hab co do której mam słabą wizję. Kiedyś bardzo chciałam, ale teraz to straciło sens. Ani kasy, ani satysfakcji, ani prestiżu.

      A teraz czego bym chciała?

Nie wiem, ale wydaje mi się, że dorosłam do zmiany, muszę wymyślić sobie siebie na nowo. Chcę pisać, tego jestem pewna. Dla kogoś, albo raczej lepiej dla siebie. Utrzymać się z bloga – to byłby ideał. I nawet nie chcę zarabiać milionów 😛 , wystarczy mi tyle co teraz, czyli mniej niż średnia krajowa