plac zabaw

Nienawidzę placów zabaw!

        Trzeci rok, kilka dni w tygodniu, kilka godzin dziennie spędzam czas na placu zabaw. I jeszcze z pięć lat mnie tam czeka. Jakżesz ja tego nie znoszę! Chociaż wzeszłym roku nie było już tak źle, Fefin się bawił, a ja mogłam sobie poczytać. Teraz? Zapomnij! Polyanna nie chce spać, domaga się noszenia za Fefinem, sadzania w piasku i generalnie ZABAWIANIA. Ewentualnie bywa głodna i muszę wyciągać biust. Jak bardzo bym się nie kryła, zawsze jakiś tatuś/dziadek musi stanąć w pobliżu i akurat z tego miejsca obserwować swoje dziecię.

      Pobyt na placu zabaw odmóżdża

        Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystkie matki, babki i niańki na placu są głupie. Na pewno nie wszystkie. Nie integruję się z nimi, ale to nie znaczy, że nie słyszę o czym mówią, niestety słyszę. Młodsze dzielą się przepisami i gadają o dupie-marynie, starsze o chorobach i receptach. Czasami rzucą jakiś bonmocik – „Jakie eee? Na e to tramwaj staje”. Całe życie myślałam, że tramwaj na „Ty” staje.

Dzieci na placu zabaw jakoś mniej mnie wkurzają niż ich opiekunki, może dlatego, że mniej mówią?

     Oskuś, Patuniu, Matusiu,

chodź do mamusi. Zdrabnianie imion to czysta poezja, zęby bolą od słuchania. Już wolę „żabko” czy „myszko” niż Oskuniu czy Łukaniu. No dobra, też zdrabniam, ale ładnie, i nie wywrzaskuję tego co dwie minuty na cały plac zabaw. Pokrzykiwanie i połajanki – standard. Do tego niektóre mamuśki odzywają się do dzieci 2-3 tony wyżej niż normalnie mówią. I tak pipczą przez godzinę „Blaniu chodź mamusia wiadereczko ci da. Nie psuj babeczki, oczkami patrz.” No przecież ocipieć można od tego.

      Mam w pobliżu siedem mniej lub bardziej wypasionych placów zabaw, jedno co je łączy – jak wieje to łeb urywa, jak świeci słońce to nie ma gdzie się schować. No chyba, że się pod zjeżdżalnię wczołgam.

       Osobny rozdział to zabawki – albo plastikowy badziew i jest wielki lament, bo się zabaweczka roz….połowiła po chwili zabawy. Albo drogie autko – „nie stawiaj na piasku/trawie/kamieniach bo sie zepsuje”. To na cholerę brać zabawkę co się nie ma jak nią pobawić? No i te wszystkie: podziel się, pożycz chłopczykowi, nie bądź taki samolubny. A dlaczego nie? Jak chcesz, żeby twoje dziecko miało się czym bawić to mu te zabawki przynieś. Dlatego Fefin ma już mistrzostwo w wyżebrywaniu zabawek – ma leniwą/zapominalską matkę i zwykle idziemy bez zabawek.

Mam nadzieję, że jutro będzie padał deszcz i nie będę musiała znowu iść na plac zabaw, bo dla mnie to galery, a nie zabawa.

p.s wszystkie cytaty i zdrobnienia imion dzieci autentyczne.

p.p.s. Jeśli jest więcej niż 5 dzieci można wołać w ciemno: Maja, Julia, Mikołaj albo Kuba – zawsze któreś się odezwie.