Jaume Cabre „Wyznaję” – recenzja

       Po raz pierwszy zobaczyłam ją w ubiegłym miesiącu w bibliotece. Na pierwszy rzut oka wydała mi się bardzo atrakcyjna. A do tego okazało się, że nikt nie chce wejść z nią w bliższy kontakt. Zagrały stereotypy, cóż z tego, że piękna skoro bardzo gruba.  Ale ja właśnie takie lubię najbardziej.                                                                                                              Co prawda zawsze jest ryzyko, że zatargam do domu ponad 700 stron w twardej oprawie i okaże się, hmm oględnie pisząc- kiszka. Jednak nie tym razem, teraz trafiłam w dziesiątkę.

Jaume Cabre „Wyznaję”

DSC_0416

 

Nieznany mi autor piszący po katalońsku, na okładce informacja, że książkę czyta prawie cała Europa, zachwyty, nagrody… Muszę przyznać, że często te super wychwalane książki nie trafiają w mój gust, więc i do tej podeszłam z pewną taką nieśmiałością. Kilka stron i okazało się, że to jest to.

Gdyby nie dzieci czytałabym pewnie całymi dniami i szybko bym się z nią uporała,  niestety na spokojne czytanie mam czas tylko wieczorem. Czytam do poduszki, po kilkanaście stron dlatego trwało to ponad trzy tygodnie. Mogę jednak napisać

było warto

      Książka jest bardzo oryginalna, nie prowadzi prostymi ścieżkami, nie opowiada wprost historii bohatera, nawet nie do końca wiadomo czy ważniejszym bohaterem jest Ardevol czy Vial – jego skrzypce. Adriana poznajemy jak uzdolnionego, niezwykle inteligentnego chłopca i towarzyszymy mu przez cale życie. Banał? Otóż nie. Równolegle toczy się szereg pozornie niezwiązanych ze sobą historii. Nagle z powojennej Barcelony przenosimy się do średniowiecznego klasztoru, przez chwilę jesteśmy w  XVIII wiecznej Cremonie, by za moment znaleźć się w Auschwitz w środku wojny. W międzyczasie trafiamy też do afrykańskiego szpitala i do jak najbardziej współczesnej XXI wiecznej Barcelony. Wszystkie wątki pojawiają się nagle, pozornie bez związku, ostatecznie splatają się ze sobą jak warkocz. W końcu dowiadujemy się  skąd wzięła się brudna szmatka w niebiesko-białą kratkę.                                          Początkowo te dygresje i skoki w czasie bardzo mi przeszkadzały, bo pojawiają się nagle, bez zapowiedzi, jednak im dłużej czytałam tym bardziej doceniałam taką konstrukcję książki. Nagłe volty, zapętlenia, powroty zmuszają do skupienia. Nie da się czytać tej książki patrząc jednym okiem w telewizor lub słuchając radia. To książka wymagająca. I zaskakująca właściwie do samego końca.

       Jeżeli szukacie książki rozrywkowej, przy której chcecie odpocząć po pracy to nie polecam. To trudna lektura. Jeżeli jednak lubicie myśleć przy czytaniu, jeżeli lubicie smutne historie, jeżeli 700 stron nie brzmi przerażająco

gorąco polecam.

DSC_0417