Tabbouleh i leniwe – zen

        Zimno, dni coraz krótsze, opalenizna prawie zeszła – ani chybi zima coraz bliżej. A gdzie w domu jest najcieplej ? U nas w kuchni. Bronia na rozgrzewkę proponuje wędrówkę do jednego z krajów Maghrebu – do Libanu. Wycieczka zbyt daleka i czasochłonna, ale cóż to dla nas – odpalamy np

http://https://www.youtube.com/watch?v=AZ0yf_6dkuo

A do tego zajadamy świeżutki pyszny

Tabbouleh

5 pomidorów

2 duże pęczki pietruszki

po 1 pęczku mięty i szczypiorku

sok z dwóch cytryn

dużo oliwy

ok 500 g ugotowanej kaszy jaglanej lub komosy ryżowej (w oryginalnej wersji jest kuskus lub bulgur)

sól, chilli, sałaciane liście do przybrania

Pomidory kroimy w kostkę, zioła szatkujemy, dodajemy ostudzoną kaszę i tyle oliwy, żeby liście pięknie błyszczały. Mieszamy rękami, doprawiamy do smaku i zapraszamy znajomych – porcja tabbouleh na 5-6 osób.

foto by Slumsi

Zdjęcie z warzywnego party u Broni, więcej pysznych fotek, i nie tylko, oczywiście na Fernweh – zaglądajcie na zdrowie. I o nowej miłości tam dzisiaj napisała 😛

        No to tabbouleh za nami, a teraz moje dzisiejsze kuchenne filozofie. Bycie mamą powoduje często, że przestaje się być jednostką osobną. Ciągle wisi na mnie jakieś dziecko – dosłownie i w przenośni. Sama to mogę sobie w ciągu dnia pobyć w WC i czasem w kuchni. Fefin rwie się do pomocy więc tej kuchennej samotności też jakby mniej.

           Dzisiaj udało mi się zostawić bachorasy z babcią w pokoju i mogłam gotować w spokoju. Danie banalne w swej prostocie – kluski/pierogi leniwe. Nie podam przepisu, bo robię na oko: ziemniaki, biały ser, jajko, trochę mąki, sól. Gdzie w tym wszystkim zen? W prostocie właśnie – obieranie ugotowanych ziemniaków, przeciskanie ich z serem przez praskę, zagniatanie ciasta, formowanie kluseczków…. Widząc jak powstaje coś pysznego ma się zawsze sporą satysfakcję. Do tego można sobie przy tym do woli dumać, albo właśnie nie – oczyścić głowę i skupić się na drobnych czynnościach. To działa! Myjąc stolnicę patrzę na talerze pełne leniwych i znowu mam siłę na pięćdziesiąte z kolei czytanie tej samej książki, odpowiadanie na setki pytań i zmianę kolejnej pieluszki 😛

DSC_0571
Między innymi dlatego wolę gotować sama 🙂

…….Gotowanie nie jest moją ulubioną, ani znienawidzoną, czynnością – ot obowiązek jak każdy inny, ale czasem to szansa na chwilowy reset głowy. A jak jest u Was? Kuchnia mon amour czy nie koniecznie?