Drugie dziecko – kochasz inaczej?

     Fefin przez ponad trzy lata był jedynakiem. Wychuchany, wygłaskany, tulony, noszony, syneczek jedyny ukochany. Kiedy w perspektywie pojawiło się drugie dziecko zaczęłam się bać. Nie ciąży, nie porodu, ani tego czy sobie poradzę. Nie! Ja zaczęłam się bać o to czy

pokocham drugie dziecko

      Fef był taki słodki, kochany, jedyny, a  tu nagle miał się pojawić nowy człowiek. Nie wyobrażałam sobie zupełnie jak to będzie wyglądać. Gdzieś tak w połowie ciąży wymyśliłam sobie nowy problem

może zaniedbam starszaka?

     No, bo sobie tak myślałam: będzie takie maleństwo, którym trzeba będzie się zajmować, siłą rzeczy nie będę miała tyle czasu dla synka. Dumałam nad tym do samego porodu. Oczywiście starałam się przygotować Fefina na wielkie zmiany. Opowiadałam, że pojawi się człowieczek, który będzie wymagał opieki, pokazywałam mu zdjęcia z okresu niemowlęctwa. Tłumaczyłam, chyba też sobie, że przecież nie będę przez to mniej go kochać, że zawsze będzie moim syneczkiem kochanym.

drugie

      I kiedy urodziła się Panienka, kiedy zobaczyłam jej maleńkie ślepka, przytuliłam mięciutkie ciałko, poczułam, że

kocham ją najbardziej na świecie

      Hormony robią swoje 😛 Jeszcze przed wyjściem z domu na porodówkę płakałam, że jak to idę bez syneczka, spędzę bez niego kilka dni? A po porodzie poczułam, że jestem potrzebna tu i teraz, a Fef sobie poradzi. Oczywiście tęskniłam i myślałam o nim, ale bez rozdzierania szat.

         Kiedy przyszedł odwiedzić mnie w szpitalu zobaczyłam jaki jest duży (oczywiście w porównaniu do Panienki) i zakochałam się jeszcze bardziej w moim starszym dziecku. Okazało się, że miłość do dzieci się nie dzieli, ale mnoży! To mnie kompletnie zaskoczyło.

           Muszę jednak przyznać, że każde dziecko kocha się inaczej, nie mniej, nie bardzie, ale inaczej. Najbardziej na świecie, ale inaczej. Trudno to wyjaśnić komuś, kto nie ma dzieci, albo ma tylko jedno. Myślę, że to kwestia biologii, człowiek zbyt długo rośnie, żeby można było ryzykować zaniedbanie „starych” młodych, kiedy pojawia się następny miot. 😛

          Można to chyba tylko porównać do sytuacji kiedy pyta się dziecko czy kocha bardziej mamę czy tatę (w sytuacji pełnej, nie patologicznej rodziny). Zwykle dziecko nie potrafi odpowiedzieć na takie pytanie. Ja też nie mogę powiedzieć, że któreś z moich małych kocham bardziej. Chociaż w sytuacji pożaru pewnie najpierw ratowałabym panienkę – w końcu jest lżejsza 😛

     Ciekawe jak to wygląda nie przy drugim, ale przy trzech i więcej dzieciach, są ulubieńcy?