Język niezupełnie obcy

   To, że znamy nie tylko język polski, ale także inny jest dla coraz większej liczby Polaków zupełnie oczywiste. Wg tegorocznych badań CBOS-u 53% Polaków deklaruje, że zna na tyle jakiś język, że może się w nim porozumiewać ( w 1997 było t tylko 37%). Oczywiście wiem, ze statystyka to takie wyrafinowane kłamstwo mierzące jakąś mityczną średnią. Im respondenci młodsi tym więcej ich zna przynajmniej jeden język obcy – 50%, w wieku 65+ to tylko 23%. Oczywiście najwięcej osób mówi po angielsku, potem jest rosyjski, a potem niemiecki.

        36% zna 1 język obcy, 14% dwa języki, 3% trzy języki i więcej

Po co ten wstęp?  Po pierwsze, żeby się pochwalić 🙂 Gdyby to mnie ankieterzy zapytali przyznałabym się do władania….4 językami obcymi. W różnym stopniu władam, ale w każdym się dogadam. Ostatnio zastanawiałam się nad całorocznym wyzwaniem zaproponowanym przez Kasię z „drogi do minimalizmu” przypominam akcja 12 niecodziennych rzeczy. Wymyśliłam, że należy wziąć się poważniej do szlifowania języków. Nie jest to może coś niecodziennego, ale …

         W szkole podstawowej (w ubiegłym wieku) od V klasy miałam język rosyjski. Jak ja strasznie się z tego cieszyłam, język obcy! Bukwy poznałam samodzielnie w wakacje i sama zaczęłam czytać – z koszmarnym akcentem. Potem okazało się, że gramatyka podobna, ale nie do końca i mój entuzjazm nieco opadł. Później w VIII klasie miałam angielski, ale to był wolontariat rodziców więc lekcje były bardziej zabawą, śpiewaniem o „zielonych butelkach na murku” etc.

          W liceum miałam angielski i niemiecki. Niemieckiego postanowiłam się nie uczyć, no bo to niemiecki i już. Do tego moja germanistka, a to była w ciąży, a to dzieci chorowały. Nauczyłam się niemieckiego na 3 z plusem. Angielskiego za to uczyłam się z zapałem, mimo 4 czy 5 anglistów w ciągu 4 lat. Maturę z języka zaliczoną mam na 4.

język niemiecki

   Na studiach 2 lata angielskiego – bez szału, i rok niemieckiego – nauczyłam się więcej niż przez całe liceum. Rok miałam łacinę, którą szczerze uwielbiałam. I na tyle z obowiązkowej edukacji językowej.

     W międzyczasie uczyłam się korespondencyjnie (sic!) hiszpańskiego. Trochę nie potrafiłam się zmobilizować do samodzielnej pracy 😛 Jednak po kilku latach od skończenia studiów natrafiłam na ogłoszenie o nauce hiszpańskiego na moim uniwerku. Poszłam, zobaczyłam setkę ludzi (tanio było), trochę się przeraziłam tą ilością uczestników, ale zostałam. Po pół roku zostało nas mniej niż połowa, po 2 latach do egzaminu podeszło nieco ponad 20 osób.

Miałam najlepszego lektora pod słońcem!

Dzięki niemu bardzo szybko zaczęłam mówić, a nie tylko uczyć się języka. Wcześniej zawsze uczyłam się słówek, walczyłam z gramatyką i cierpła mi skóra jak miałam się odezwać. Teraz po hiszpańsku mówię bez strachu, chociaż dobrze wiem jakie dziwolągi czasem wymyślam. Dużo słucham muzyki po hiszpańsku, kiedy miałam więcej czasu czatowałam namiętnie w tym języku.

język hiszpański

      I tak podsumowując: po angielsku nieźle rozumiem i czytam, mówię „z pewną taką nieśmiałością”,  po hiszpańsku mówię z radością, czytam i rozumiem, a bardzo słabo piszę, po niemiecku mówię hmm, no gdyby od tego zależało moje życie dałabym sobie radę, a po rosyjsku umiem czytać, (chociaż nie zawsze rozumiem) i zwykle rozumiem co do mnie mówią.

         Rozgadałam się o językach zmierzam więc pomału do pointy – wróciłam do nauki hiszpańskiego i niemieckiego – nie jest to może niecodzienne wyzwanie, ale postaram się  tak 3-4 razy tygodniowo zalogować się na memrise.com i będę się uczyć. Przerabiałam naukę w szkole, kurs korespondencyjny i fiszki – teraz pora na samodzielność on line.

A jak u Was z językami? Obce czy nie koniecznie?