Surogatka – książka o czekaniu

Dzisiaj przeciwwaga do dyskusji o aborcji, opowiem o książce dotyczącej drugiej strony medalu czyli marzenia o ciąży.
Sara Connell, ledwo po trzydziestce, cztery lata po ślubie, chce zajść w ciążę. Banał – prawdaż? No, ale gdyby nie schody nie byłoby książki.

„Surogatka – jak moja mama urodziła mi syna”

Kilka dni temu w bibliotece wpadła mi w ręce ta książka, a jakoś ostatnio czytam chętnie historie „z życia wzięte”. Zaczęłam czytać i nie mogłam się oderwać, naprawdę. W żadnym stopniu nie mogę napisać, że utożsamiam się z bohaterką, a jednak doskonale ją rozumiem. Całą książkę kibicowałam jej poczynaniom, cały czas zaciskałam kciuki, żeby jej się udało. Razem się z nią cieszyłam i nawet się raz popłakałam. To nie będzie zdradzenie pointy, bo już na początku dowiadujemy się o śmierci bliźniąt, ale na początku książki nie robi to aż takiego wrażenia. Dopiero potem kiedy ta śmierć jest jednym z etapów, kiedy dowiadujemy się kolejnych kroków prowadzących do niej, wtedy chyba trudno nie płakać.

   „Surogatka” to książka o ogromnym pragnieniu macierzyństwa, o pragnieniu tak wielkim, że przesłania wszystko inne. Nie wiem jak jest pragnąć dziecka aż tak bardzo, no dobra po poronieniu hormony uderzyły mi w głowę i baaaardzo chciałam zajść w ciąże, ale chyba nie za wszelką cenę.
Sara robiła wszystko, żeby zajść w ciążę zaczynając od medytacji, a na wielokrotnej procedurze in vitro kończąc. I ciągle ponosili fiasko. Pomoc pojawiła się z miejsca, którego się nie spodziewała. Jej 59 letnia matka zaproponowała rozwiązanie: surogatka. No, dobra, ale jak ją znaleźć? To właśnie matka Sary postanowiła po raz kolejny w życiu nosić ciążę. Tym razem dziecko swojej córki.
Brzmi trochę surrealistycznie, ale okazuje się, że nawet przebyta menopauza nie jest tu przeciwwskazaniem. Okazuje się, że macica to organ, który się nie starzeje! Więc w przypadku zdrowej starszej pani ciąża nie jest wykluczona. I o ile jestem zdecydowanie przeciwko temu, żeby panie w wieku emerytalnym zostawały matkami (o czym pisałam tu), tak w sytuacji matki Sary już tak kategoryczna nie jestem.

          Oczywiście wszystko kończy się happy endem – wszak historia amerykańska. Jeżeli lubisz książki prawdziwe, pełne uczuć, przy których można się wzruszać polecam. Jeśli wolisz te, które dają do myślenia – też polecam. U mnie „Surogatka” obok wzruszeń obudziła szereg pytań. Najważniejsze – czy byłabym w stanie zrobić to dla Panienki? Nie wiem, naprawdę nie wiem.