Chłopa oddam w dobre ręce

Od niedzieli starałam się na nikogo nie wrzeszczeć, nie krzyczeć, ani nawet nie podnosić głosu. Prawie mi się udawało. Normalnie anioł nie kobieta. Zen i motylki. Do dzisiaj.

Wchodzimy do Plazy – ja do 3 sklepów, M do ubezpieczyciela kilka ulic dalej. Ale on musi do WC, Fefin też – co te chłopy mają? Z domu wyszliśmy może 1,5 h wcześniej, ale skoro muszą. WC jest centralnie na wprost drzwi. Oni pędzą ja pomału z Panienką, rozglądamy się, przyglądamy drzwiom, ludziom. Stajemy przed WC i czekamy, czekamy, kur…a czekamy! mija

prawie KWADRANS

obejrzałyśmy wszystkie wystawy w pobliżu, zaglądamy do WC, a ich tam nie ma! Wyszli, a myśmy ich nie zauważyły? Lecimy  na dół do sklepu gdzie miałam iść – NIE MA, na górę – NIE MA. Znowu pod WC – NIE MA! No, żesz!!!!

Spokojnie robimy zakupy w pierwszym sklepie, mierzymy buty w drugim, wracamy do pierwszego – SĄ! Czekają! Oczywiście jak stęskniona żona rzucam się w ramiona chłopa  miotam przekleństwem i pytam kaj żeś był. Okazuje się, że owszem w toalecie, ale na drugim końcu sklepu i na innym piętrze. Łaj? Bo nie zauważył tego przy wejściu, tego, że za nimi nie idziemy też nie zauważył, ani tego, że nie umówiliśmy się gdzie mamy się spotkać. Oczywiście załatwił swoje sprawy i oczywiście cała afera to moja wina. Moja, bo

nie mam komórki

I nie mam zamiaru kupować jej tylko dla tego, że „wszyscy normalni mają”. Wydaje mi się, że znacznie częściej niż mój M używam mózgu, właśnie dlatego, że nie mam komórki. No, wkurw mnie strzelił, a ja focha. I dupa z moim postanowieniem spokojności, i zrozumienia dla innych.  I to tez mnie wkurzyło, tyle dni udawało mi się zacisnąć dziób i nie wrzeszczeć. Oczywiście na zakupy spożywcze nie miałam „nerw”, przełożyłam je na popołudnie.

    A po południu – ulewa. Jak przestało padać wystroiłam bacho w kalosze i idziemy do sklepu. Udało się wyjść za bramkę i zaczęło lać. Powrót do domu. Oznajmiam M, że nie będzie jutro obiadu – w domyśle – rusz dupę i pojedź po jakąś padlinę, ja mam swoje kiełki i korzonki. Ale przecież, chłop takich niuansów nie łapie, a zresztą raz już dzisiaj jechał, to co będzie znowu autko nadwyrężał.  Groźbę o braku obiadu powtórzyłam kilka razy – grochem o ścianę.

        Wkur..na rzucam kasę na stół i każę jechać do sklepu – foch i łacha – pojechał. Oczywiście moja wina, bo wcześniej mogłam zakupy zrobić, a w ogóle to

powinnam mieć komórkę!

No, żesz do jasnej Anielki, chłopy to naprawdę nie wiem z jakiej planety, ale chyba nie z takiej gdzie dużo się myśli. Mam nadzieję, że nie tylko mój jakiś taki inny.