Podróżowanie z dziećmi – czy to jest możliwe?

Kończę właśnie czytanie książki pt „Pępek świata. Dziecko w podróży”, i dochodzę do wniosku, że znowu coś przegapiłam. Z lektury wynika, że podróżowanie z dziećmi należy zacząć jak tylko pojawią się na  świecie, i to im dalej tym lepiej.To nie sarkazm, ale zazdrość!

Fefin pierwszy wyjazd daleko od domu odbył mając pół roku. Pojechaliśmy na drugi koniec Polski, ale dzieliliśmy drogę na odcinki i jechaliśmy tak kilka dni. Wymyśliłam sobie, że siedzenie kilka godzin w foteliku samochodowym jest zbyt męczące dla małego kręgosłupka. W drodze zwiedzaliśmy więc Chęciny i Wieliczkę. A wracając Krynicę Górską. Zgadzam się z autorami książki – taki maluch w drodze głównie śpi.

DSC08544

Rok potem wybraliśmy się w podróż do Rumunii via Węgry – na konferencję. Polecieliśmy samolotem, okazało się, że małe dzieci też płacą za przelot. Jeździliśmy pociągami, autobusami etc, okazało się, że Fef jest stworzony do podróżowania.

Tak nas to rozbestwiło, że poniosło nas jeszcze do Berlina, ambitnie postanowiliśmy dojechać w jeden dzień. I to nie był dobry pomysł. Podróż była bardzo męcząca. Płacz ustawał tylko kiedy spał, albo kiedy się zatrzymywaliśmy. W akcie desperacji karmiłam (piersią!) jadąc po autostradzie – dzieć w foteliku, ja wisząc nad nim. Nie róbcie tego – bardzo to niewygodne.

DSC09116

Później jeszcze kilka przejażdżek po kraju  np do Szczecina i powtórka Berlina, ale generalnie blisko i w „cywilizowanych” warunkach.Kiedy byłam ciąży wybraliśmy się na Węgry – niby tylko ok 600 km, ale znowu dwa dni podróży w jedną i dwa w drugą stronę. Trudy podróży wynagrodził nam hotel z basenem.

2014-08-07 15.26.47

Panienka póki co najdalej była w Uniejowie. U niej z podróżowaniem nieco gorzej, z gorąca wymiotuje, ze złości też, i chyba z nudy. Dlatego jeździmy z nią krótko i w bardzo wyziębionym aucie.

 Jasne, że chciałabym pojechać gdzieś daleko, w jakieś bajecznie piękne miejsce,ale targają mną obawy :P. Po pierwsze długa jazda czy długi lot są męczące. Aktualnie oboje już mało śpią w trakcie jazdy. Wyjazd do Rzeszowa czy Łodzi to już wyprawa z kilkoma przystankami.

Po drugie – jedzenie. Póki dziecko karmione piersią – pełen luz. O tym zresztą piszą wszyscy podróżnicy. W książce dzieci post-piersiowe jedzą wszystko to co rodzice – łącznie ze smażonymi świerszczami. Moje pieski francuskie najchętniej nic by nie jadły, więc wyjazd hen daleko to dla mnie dodatkowy stres kulinarny.

Po trzecie – choroby. No jednak Azja czy Afryka to jednak pewne zagrożenia, których tu nie ma. Szczepienia? Wolałabym tak małym dzieciom oszczędzić. Więc jak zaraz sobie wyobrażę te wszystkie ameby, malarie i inne atrakcje… Oczywiście wiem, że przesadzam. A i kontakt ze służbą zdrowia mówiącą w tamtejszym tylko języku.

Po czwarte – czas. Daleko nie ma sensu lecieć na tydzień, ani nawet na dwa. Miesiąc to minimum. Ja mam długi urlop, ale małż już nie.

Po piąte – wsparcie. Ja bym chciała, dzieciaki nie mają nic do gadania, S. nie lubi niczego co obce, niczego co nie zaplanowane, niczego co mogłoby go zaskoczyć. Ulubione wakacje – blisko z „olinkluziwem”.

Bardzo zazdroszczę determinacji tym, którzy jednak decydują się na takie podróże. W tym roku prawdopodobnie wyprawimy się nad Bałtyk po niemieckiej stronie – jakieś 1000 km pociągiem. W końcu pociąg jest ciekawszy od samochodu, w trakcie spacerów po nim czas szybciej mija.

DSC09372

A Wy jakie macie doświadczenia za dziećmi w podróży? Byłyście gdzieś daleko?