Siostry drogie w feminizmie

Siostry, feministki moje najdroższe,

żałuję, że nie urodziłam się sto lat temu. Emancypacja była dopiero w planach, no dobra – raczkowała, nie była wszechobecna i obowiązkowa. Nie to co teraz. Teraz bycie kobietą to niewdzięczna robota i to niezależnie od tego czy nam z feminizmem po drodze czy też nie.
Drzewiej kobieta wychodziła za mąż, rodziła dzieci i zajmowała się domem i finito. Dzięki feministkom mogła pójść do pracy. Hurra! Już nie tylko dom i dzieci, ale jeszcze praca i oczywiście udany związek. Wrzucamy sobie na barki coraz więcej i jeszcze mamy się uśmiechać i być zadowolone. Czyste dzieci, obiad na stole, pranie poskładane w szafie, pościerane kurze i radość z „realizowania się” w pracy. A potem oczywiście jeszcze czas i siła na zumbę, szydełko, albo inne nie mniej twórcze hobby.

A ja bym chciała inaczej, cieszę się siostry z tego, że mogę nosić spodnie, ogolić głowę na zero, publicznie palić papierosy i brać udział w wyborach. To cudowne, że mogę zostać pilotem boeinga, neurochirurgiem, albo choćby i kosmonautką (chociaż wolałabym chyba kosmitką). Ale nie mogę zostać kurą domową. No dobra, mogę, ale będzie budziło to wielkie zdziwienie. Dlaczego? Dlaczego matki trójki i więcej dzieci dostając 500+, rzucające pracę „na kasie” odsądzane są od czci i wiary? Czemu nie mogą korzystać z „dobrodziejstw” państwa i pobyć sobie mamami i żonami na pełen etat bez osądzania i wyrzutów sumienia? Dlaczego nikt nie martwi się o kobietę spędzającą poza domem 12h, a o tą co cięgiem w domu siedzi już tak?

Od jakiegoś czasu wydaje mi się, że mogłabym zostać kurą domową na pełen etat. Zaraz kończę urlop wychowawczy i wracam do pracy – fakt iż nie jest to 8 h x 5 niczego nie zmienia. Muszę wrócić do pracy, muszę zająć się czymś co przestało mnie bawić i powinnam być z tego zadowolona. A wolałabym chyba zostać w domu. Pranie, sprzątanie oraz hodowanie dzieciaków daje mi sporo satysfakcji. Jak komuś to mówię to patrzy na mnie z politowaniem. No jak to tak, nie chcieć iść do pracy? Siedzieć w domu? Nie może być!

Przecież kobieta powinna robić karierę, jakąkolwiek karierę, chociażby „na kasie”, przecież kobieta też musi dokładać się do „budżetu domowego”, przecież wywalczyłyście nam równouprawnienie. Tyle możliwości, tyle praw, a tak naprawdę zapędziłyśmy się siostry w kozi róg. Robienie tego co przychodzi wielu kobietom naturalnie i daje radość – tak, tak, pisze o prowadzeniu domu – okazuje się być czymś dziwnym. Przecież MOŻEMY pracować, zarabiać, wyjść do ludzi! A jeżeli ja nie chcę? Co wy na to siostry?