#czarnyprotest

Tego typu akcje to nie moja bajka. Nie malowałam na fejsie zdjęcia w barwy Francji, ale tym razem ubrałam się na czarno. Nie mogłam wziąć wolnego, bo był to mój pierwszy dzień pracy po 2 latach przerwy.

#czarnyprotest

jest mi bliski, bo uważam, że kobiety mają prawo wyboru, nie można nikomu nakazywać heroizmu – skoro ciąża zagraża życiu nie można zmusić do wyboru. Większość matek i tak pewnie ryzykuje licząc na to, że jednak się uda. Nie można zmusić do noszenia ciężko uszkodzonego dziecka, które umrze po porodzie. Nieludzkie jest nawet sugerować, że kobieta musi być w ciąży jeśli wiadomo, że dziecko nie ma szans przeżyć. Nie można skazywać dziecka na śmierć w męczarniach (nie wiemy czy umierając tuż po porodzie czuje ból i nie chciejmy tego sprawdzać.

Nie można przejść obok tego, że ktoś, kto nigdy nie był w ciąży, nie poronił, nie urodził chorego dziecka, chce decydować za matki i potencjalne matki. Obecna ustawa czy się komuś podoba czy nie, jest i lepiej już przy niej nie majstrować.

#czarnyprotest

to szansa pokazania, że nam zależy, że nas obchodzi coś więcej niż czubek własnego nosa.

Dzisiaj byłam na uczelni – początek roku akademickiego, więc dziewczyny chcą się pokazać, rozumiem, próbuję w każdym razie zrozumieć. Na korytarzu mijałam dziesiątki studentek, w biurach pracujące kobiety i nigdzie żadnego przejawu #czarnego protestu. Na korytarzu minęło mnie dwóch młodych mężczyzn i usłyszałam komentarz: „o druga, a niby tyle tu kobiet”.

Nie wiem, czy to z powodu profilu uczelni? Nie chce mi się wierzyć w to, że wszystkie studentki są aż tak „prolajfowe”. Obawiam się, że raczej chodzi o coś innego, one po prostu miały ten cały #czarnyprotest w dupie. Rośnie pokolenie ludzi, którzy nie chcą o niczym decydować, nie chcą się angażować, wolą zmieniać statusy na fejsie, czy przeglądać ciuchy w „galerii”.

Wiem, że ubrawszy się na czarno niczego nie zmieniam, ale to symbol, zawsze wydawało mi się, że takie symbole łatwo trafiają do młodych ludzi. No cóż zawiodłam się, u nas na wschodzie…..