Ruszyć zadek

Jesień nastraja mnie wyłącznie do marudzenia, zimno i pada, błoto, wieje wiatr – słabo. Wróciłam do pracy, nawet nie jest źle, ale sam fakt, że coś muszę trochę mnie męczy. Już się pomału wdrażam i znowu pomału mnie zaczyna to cieszyć, więc mały postęp jest. Jednak cały czas mi się marudzi, cały czas.

Kilka dni była u nas Bronia, świeżo nawrócona na  czerpanie z życia garściami i nie marudzenia. Jak wszyscy neofici chce naprawić świat, a zwłaszcza mnie. Mówiąc, że muszę się ruszyć jeśli chcę coś osiągnąć albo coś zmienić, ma w 100% racji. Ale ciągle brak mi czegoś. Energii, czasu, pomysłów, chęci. W nadmiarze mam za to kłód, które sama sobie pod nogi rzucam, obowiązków, których nie potrafię „delegować”, negatywnych myśli, dziur w całym. Jestem mistrzynią w dołowaniu same siebie.

Staram się widzieć pozytywy w tym co mnie otacza i jak już mi się prawie udaje to mnie zawsze ktoś mnie łapie za nogi i ściąga w dół. Dzisiaj wracałam z uczelni, padał deszcz, ale postanowiłam się ruszyć i szłam piechotą. Znalazłam pozytyw – pada, ale nie wieje i nie jest tak zimno! I w tej chwili pojawił się autobus, który oczywiście MUSIAŁ z impetem wjechać w kałużę, część kałuży wpadła mi do ucha, reszta wsiąkła w spodnie. Powinnam się wkurzyć, a znalazłam plus tego zdarzenia: skoro już mam mokre spodnie to mogę je uprać! Chyba przesadziłam z pozytywnym myśleniem?ruszyć się

Cały czas wydaje mi się, że moje życie to nie do końca to co mam teraz, ciągle mam wrażenie, że PRAWDZIWE życie dopiero przede mną, a ja ciągle stoję w korytarzu. Wiem, że muszę się ruszyć, bo skoro chcę coś zmienić to nie mogę dreptać w miejscu.

Tylko, że ja nie wiem czego chcę!

Ponad rok temu wymyśliłam, że przyczynkiem do zmian będzie blog. Zaczęłam pisać z wielkim zapałem, mimo braku czytelników i komentarzy, skoro postanowiłam to pisałam. Z czasem pojawiło się kilka lajków na fejsie i parę komentarzy, ale statystyki od dawna pokazują, że ciągle jestem baaaaardzo niszowa. Cały czas szukam recepty na bycie poczytnym blogiem i im bardziej szukam tym bardziej jej nie znajduję.
Ostatnio piszę zdecydowanie mniej, odpuszczam sobie, nie chce mi się, nie mam czasu. Jak mam odnieść sukces skoro nie potrafię ruszyć na dobre  nawet z blogiem?

Szukam motywacji, wsparcia, kogoś kto mnie kopnie w zadek, albo pociągnie za sobą. Póki co taplam się w jesiennym błocku i opadłych liściach.