długo

Długo szukałam, znalazłam i…rozczarowałam się.

Długo czekałam :), ale się doczekałam. Wreszcie i ja mam okazję zaprezentować trzy wytrawne „czytaczki”. A wszystko za sprawą Magdaleny Erbel z Save the magic moments, która stworzyła nasz klub książki: Przeczytaj i podaj dalej.

W ramach szeroko zakrojonego projektu „Czytaj z nami” gościmy się na wzajem, aby opowiedzieć o przeczytanych książkach.

 

  Dzisiejszy wpis jest dowodem na to, że pokrewne dusze się przyciągają! Dwie z goszczących u mnie dziewczyn pisze o tym samym bohaterze (co prawda o dwóch różnych tomach), i jest nim……

Harry Potter

Jako pierwszej głos oddaję Asi z bloga „Zakręcony belfer”.

zakręcony belfer

Mój tekst powinien zaczynać się od słów: „Cześć, jestem Asia i pamiętam czasy, kiedy „Harry Potter” dopiero się pisał”. Tak, tak moi drodzy. Świetnie pamiętam emocje, które towarzyszyły mi podczas kupowania pierwszej książki z serii. Wszyscy ją mieli lub chcieli mieć. Niemal na każdym kroku rozwiało się o poczynaniach młodego czarodzieja.

Dziś być może trudno w to uwierzyć, ale z wypiekami na policzkach połykałam każdą kolejną stronę. A później niecierpliwie oczekiwałam kolejnego tomu (a dla porządku przypomnę, że nie chodziło o tydzień, czy dwa, odstęp pomiędzy kolejnymi częściami potrafił wynosić rok lub nawet dłużej). Policzyliście szybko? Pomiędzy pierwszą, a ostatnia książką z cyklu minęło dziesięć lat.

I tyle właśnie przyszło mi czekać na dzieło, któremu poświęcę ten wpis. Tak, tak. Książka, na którą długo czekałam, ale się rozczarowałam to „Harry Potter i Insygnia Śmierci”. Prawdopodobnie wszyscy fani bohaterskiego mieszkańca Hogwartu zakrzyknęli teraz chóralne: „Dlaczego?! To niemożliwe!”, a jednak.

Śledząc losy dorastającego Pottera wiedziałam, że w ostatnim tomie czeka na mnie wielka bitwa dobra ze złem. Że część postaci padnie trupem, a pozostali cudem tylko unikną śmierci (takie tendencje zdradzały już wcześniejsze książki). Nie spodziewałam się jednak, że do tego swoistego Armagedonu, zakończonego rzecz jasna wygraną „dobrych”, zostanie doklejone zakończenie rodem z taniego romansu. „I żyli długo i szczęśliwie”. Trochę tak, jakby pani Rowling zabrakło pomysłu, co dalej napisać.

Kiedy dziś o tym myślę, dochodzę do wniosku, że autorka nie miała innego wyjścia. Bądź, co bądź seria o nastoletnim magu kierowana była głównie do młodzieży (przynajmniej w założeniu), zatem ukazanie w pozytywnym świetle dalszych losów bohaterów daje czytelnikowi znak: nie ważne jak kiepsko jest teraz, jeszcze może być pięknie. Niesmak we mnie jednak pozostał. Być może czas pozwoli mi zweryfikować tę opinię. Jedno jest pewne, bez względu na to czy zakończenie mnie zadowala, czy też nie, po serię o Harrym sięgnę pewnie jeszcze nie raz.

 

Wiele, wiele lat później :D, długo musiała czekać,  po Harrego sięgnęła Aga z „Niebieskiego stoliczka”

Niebieski Stoliczek

Harry Potter i Przeklęte Dziecko, J. K. Rowling

Książka „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” już na wstępie sprawiała problemy. Najpierw angielskie wydanie wymknęło mi się z rąk, potem wydawnictwo Media Rodzina kopnęło mój Niebieski Stoliczek w cztery nogi litery, kiedy w akcie desperacji napisałam do nich z ofertą współpracy. Najpopularniejsza premiera tej jesieni mówicie? Nie dla mnie. Ja nie kupuję (papierowych) książek. Tę uparłam się jednak przeczytać w wersji tradycyjnej i w dodatku własnej – to przecież POTTER. Ostatecznie poratował mnie konkurs internetowy. Cóż mogę powiedzieć, tyle zachodu i czekanie a efekt raczej dyskusyjny.

Przejdźmy do rzeczy, czyli o co tyle zachodu? Nie chcę spoilerować, więc się streszczę. Minęło kilkanaście lat od pokonania Voldemorta. Harry, delikatnie mówiąc, nie dogaduje się ze swoim synem. Zgrzyty w tej relacji doprowadzają do zawirowań z udziałem zmieniacza czasu, a to do szeregu innych atrakcji z „wymazaniem” ludzi z kart historii (i czekoladowych żab) na czele.

Wszystko pięknie, więc co poszło nie tak? Jest tego niemało. Przede wszystkim fanfikowatość w najgorszym wydaniu. Dla niewtajemniczonych, fanfik to opowiadanie napisane przez czytelnika, zainspirowanego książką. Bardzo polecam, nierzadko rezultat jest ciekawszy od oryginału. W każdym fandomie istnieje jednak zbiór pomysłów kiczowatych, które aż proszą się o katastrofę. Omijam je szerokim łukiem. Autorka wręcz przeciwnie. Jeden z takich „motywów zakazanych” obrała sobie nawet jako oś główną fabuły.

Przewidywalność. Fabuła jest do bólu prosta a miejscami wręcz banalna. Już po przeczytaniu pierwszych trzydziestu stron średnio „oblatany” czytelnik jest w stanie przewidzieć zakończenie. Nie to jest jednak najgorsze. Najbardziej zasmuca całkowity brak błyskotliwych zwrotów akcji i niespodzianek.

Konstrukcja postaci leży i kwiczy. Rozumiem że bohaterowie dorośli, ale mimo wszystko trudno mi uwierzyć, że Ron na własny ślub dotarł pijany(!) a Hermiona radośnie złożyła mu przysięgę. Nie tylko im się jednak oberwało. Harry został pracoholikiem. James wydaje się do złudzenia przypominać swojego dziadka. Albus jest mało wiarygodny. Sytuację ratuje nieco Draco i jego syn. Niestety to za mało.

Wszechprzytulająca tolerancja – szkoda że wprowadzana na siłę. Jak inaczej wytłumaczyć to, że z Hermiony nagle zrobiono czarnoskórą kobietę? Byłoby ok, gdyby urodziła się z taką karnacją, ale całą edukację spędziła w białej skórze, w takiej walczyła z Voldemortem i teraz nagle po latach nastąpiła metamorfoza. Strach pomyśleć, jakie jeszcze trupy skrywają magiczne szafy. Może Voldemort zmieni płeć?

Liczne, nawet nie odwołania, ale wręcz powtórzenia scen z poprzednich części cyklu. Zazwyczaj w charakterze snów, ale nie tylko. Tłumaczę to sobie tym, że chciano na scenie pokazać nieco „klasycznego” Harry’ego. Alternatywa jest smutna bo zakłada, że zwyczajnie zabrakło weny.

Reasumując, czy jest coś, co ratuje Harry’ego Pottera i to nieszczęsne Przeklęte Dziecko? Chyba tylko to, że jest to sztuka teatralna – nie powieść. Wierzę, że dobra gra aktorska, spektakularne efekty, muzyka i ogólny „szoł” sprawią, że będzie to warte uwagi widowisko. Mam wrażenie, że Rowling napisała scenariusz na odczepnego. Jestem też ciekawa, jak duży był jej udział w samym pisaniu – nie zapominajmy, że jest to praca zbiorowa. Szanuję autorkę za to, że szuka nowych form wyrazu. Mimo to bardzo żałuję, że nie zostawiła Harry’ego w spokoju.

Na deser została nam  Weronika z „Fan of books”

Fan of books

I tu niespodzianka…. tadam WERONIKA dawaj tekst to go dołączę! Ehhhh ta dzisiejsza młodzież

Edycja: Niedziela 6 XI – Jes, jes, jes! Weronika dosłała tekst!

Mogłabym tutaj opisać Harrego, ponieważ było to rozczarowanie dla prawie wszystkich. Jednak… W sumie spodziewałam się, że ta część będzie gorsza od poprzednich i nie chcę pisać o tym samym co wszyscy.
Dlatego znalazłam inne książki, a mianowicie

,,Piąta fala. Ostatnia Gwiazda”- Ricka Yanceya i ,,Syn” –Lois Lowry.

Obie są zwieńczeniami serii i jako, że zamykają historię powinny być, według mnie, dwa razy lepsze niż wszystkie poprzednie części razem wzięte. Niestety w tych przypadkach tak nie było. Opowiem o Piątej fali 3, ponieważ to ona bardziej mnie wkurzyła. W maju skończyłam drugą część. Było to od razu po lekturze pierwszego tomu i byłam przekonana (w sumie dalej jestem), że to najlepsze książki jakie czytałam i nie wytrzymam do dnia premiery ostatniej części. Na szczęście miała wyjść we wrześniu, więc czekania nie było za wiele. Zamawiając nie mogłam się doczekać, wymyślałam już własne zakończenia trylogii. W dniu gdy książkę miałam w końcu w swoich rękach, wyściskałam ją i nie mogłam się na nią napatrzeć. Do lektury zabrałam się szybko, ale z czasem czytanie szło mi coraz wolniej… Jest to typowa dystopia- kosmici zsyłają na Ziemię szereg różnych plag. Jednak w wydaniu Ricka Yanceya nie jest to książka typowa dla tego gatunku. Nie chcę za dużo o tym mówić, więc jeśli jeszcze nie spotkaliście się z tą serią, zachęcam do zapoznania się o czym jest. W poprzednich powieściach autor dał nam obietnicę wyjaśnienia- dlaczego kosmici zaatakowali ziemię? Nie chcę spoilerować, ale dalej nie jestem do końca pewna, czy sam znał odpowiedź na to pytanie. Przez te ponad 300 stron oczekiwałam tylko tego, a nie dostałam jasnego wyjaśnienia. Na dodatek bohaterowie. Główna bohaterka- Cassie, dziewczyna dzięki, której przez równo trzy dni nie mogłam się oderwać od książki, wydawała się teraz całkiem inna. Przez nią kilka razy odkładałam książkę zastanawiając się kiedy będzie w końcu coś wyjaśnione. A po jej skończeniu miałam ochotę wprost rzucić nią o ścianę. Naprawdę- tak nie powinno się kończyć tak dobrych serii! Nieważne co mówią opinie z tyłu okładki. Tę książkę musiałam przeczytać z ciekawości i choć styl Yanceya również tutaj wciągał, sądzę, że to nie to samo. Lektura obowiązkowa dla każdej osoby, której spodobała się ,,Piąta Fala”, ale dla mnie było to rozczarowanie większe niż przy ,,Harrym Potterze i Przeklętym dziecku”.

Dziewczyny, serdecznie dziękuję za odwiedziny 🙂

A na koniec ja dorzucam swoje 3 grosze –  w tym roku najbardziej rozczarowała mnie Katarzyna Michalak, i nawet o tym napisałam (o tu o naciśnij )