Kupuję taniej czy jestem sknerą?

Trafiłam wczoraj w gazecie na dyskusję dotyczącą kto, co i za ile kupuje. Kłótnia była zażarta i nikt nikogo nie przekonał, ale ja zaczęłam się nad tym zastanawiać. I wyszło mi kurcze, że jestem sknerą.

No, bo tak: ciuchy kupuję w sieciówkach i to dopiero kiedy naprawdę muszę, kosmetyki w rossmanie też z półki raczej średniej, kupowania drogich i modnych torebek i butów nigdy nie zrozumiałam. W ogóle z kupowaniem ciuchów mam problem, bo łażenie po sklepach mnie nuży, a kupowanie bluzki za dwie stówki, bo akurat jest modna jest śmieszne. Tak wiem,  droższe są lepsze jakościowo, przynajmniej z założenia, to mi się sprawdza w przypadku butów – skórzane sztyblety mam…wstyd się przyznać jak długo.

Może to kwestia wychowania? Kiedy byłam dzieckiem do szkoły chodziło się w fartuchu więc nie mieliśmy możliwości chwalenia się ciuchami. A co za tym idzie i nie wyrabialiśmy sobie takiej potrzeby. Co pewnie cieszyło naszych rodziców, nie musieli wysłuchiwać próśb o coraz to nowy łaszek. Ubranie to tylko ubranie, ma być czyste i dopasowane do okazji tak też uczę dzieci. Nie mogę powiedzieć, że mam minimalistyczną szafę, ale idę w tym kierunku, ostatnio więcej ubrań wyrzucam niż kupuję.

stevepb / Pixabay

I tak się czasem zastanawiam czy to, że kupowanie nie sprawia mi jakiejś większej radości świadczy o mojej niewłaściwej relacji z pieniędzmi? 😛

Reklamy typu „jestem tego warta” nie działają na mnie – może szminka za 69,99 jest lepsza od tej za 12,99, ale ostatnio kupiłam tą tańszą. Usta maluję na tyle rzadko, że szkoda było mi zapłacić siedem dyszek. Podobnie z innymi kosmetykami, czytam, porównuję i kupuję tańsze. Stać mnie na droższy kirem ale zastanawiam się przy okazji po co, czy naprawdę chcę wspierać kolejne koncerny i sponsorować kolejne bloki reklamowe?

Są rzeczy na które mnie stać finansowo, a nie stać psychicznie (tak to sobie kiedyś nazwałam) tj nie chcę wydawać pieniędzy na coś co tak naprawdę nie jest mi potrzebne, albo na coś co mogę mieć taniej, bo nie będzie miało markowej metki. moja mama mówi, że jestem sknerą, bo nie chcę kupić np nowe czapki – mam trzy, a i tak najczęściej chodzę w kapturze. Albo rower – mój stary, ciężki pojazd ciągle świetnie się sprawdza, a do tego nie kusi złodziei, czy naprawdę powinnam kupić nowy? Tylko dlatego, że ten ma już naście lat?

kupuję rower

Nie oszczędzam za o na jedzeniu, zwłaszcza dla dzieci – szukam tego co najlepsze, czytam składy i wybrzydzam. Nie kupuję niczego z firmy na „D”, bo bardzo źle o nie myślę i wolę wspierać rodzimy rynek, więc to też nie kwestia ceny. Kupuję droższe pieczywo, wędliny (jak widzę mielonkę za 9,99 to zastanawiam się co tak naprawdę w niej jest), generalnie przy jedzeniu nie patrzę na ceny.

Nie oszczędzam na dzieciach, chociaż nie ubieram ich w markowe ciuchy, kupuję za to książki, gry, bilety do kina.

Zaczęłam od powołania się na dyskusję i na niej skończę.

Myślę, że to kwestia priorytetów a nie żałowania sobie. W dobie wyprzedaży, internetowych zakupów, różnych bonów itp. uważam, że moim obowiązkiem jest szukanie rozsądnych rozwiązań. smile Cena to jedno, jakość to drugie. Nie buduję swojego poczucia wartości wypasioną torebką i nie rujnuję go chodząc w sweterku z lumpeksu.

Nigdy nie miałam i nie mam marzeń zakupowych, lustrzankę i pralkę kupiłam, bo były mi potrzebne i parametry takie jakie chciałam – szukałam dobrej ceny, ale tej konkretnej rzeczy, a nie najtańszej firmy. Nie potrafię w ekstazie buszować na wyprzedażach i znosić łupów do domu, jakoś mnie to nie bawi.

Nie rozumiem kobiet chwalących się tym, że mają 400 par butów, albo kilka setek torebek. A Ty?