Błogosławiona, święta – wierzę czy wątpię?

Dawno nie pisałam niczego w kategorii „kościołowe”. Do dzisiejszej notki natchnęła mnie (nomen omen) błogosławiona Karolina. Byłam na mszy dzieciowej, prowadzonej przez młodziutkiego, bardzo przejętego księdza, zafascynowanego jak sam mówił, osobą bł. Karoliny Kózkówny.
Nazwisko owej znam tylko ze słyszenia i plakatów reklamujących film o jej życiu (sygnowany chyba pieczęcią ojca Grzyba). Jako, że lubię dowiadywać się nowych rzeczy, nastawiłam ucha, aby dowiedzieć się kto zacz owa błogosławiona.

W skrócie przytaczam życiorys, trywializując wręcz: urodziła się podczas zaborów, miała 11 rodzeństwa, chodziła 7km pieszo do kościoła, modliła się, uśmiechała, pomagała w gospodarstwie, pilnie się uczyła, ewangelizowała okoliczne dzieci będąc prawą kończyną proboszcza, zmarła w wieku lat 16-stu zabita przez ruskiego najeźdźcę. Ponoć broniąc wianka. Aha, jasne a jak by nie broniła, to by ją przy życiu zostawili. Jasne.

Błogosławiona

błogosławionaPodejrzewam, że w owych czasach większość młodych ludzi tak żyło: pracowali, uśmiechali się i chodzili do kościoła, ale tylko ona została błogosławiona. Moim zdaniem, zasługiwała na to bardziej jej matka, urodziła 11 dzieci! Może za mało się uśmiechała? A może nie miała siły co niedzielę iść do kościoła? Zawsze mnie zastanawia dlaczego ta a nie inna jest wybierana na świętą. Wiem, wiem, przymioty należy mieć odpowiednie i życie wieść bez skazy. A po śmierci czynić cuda. Potem to już trochę strasznie się robi, bo z takiego błogosławionego człeka robi się relikwie. U nas dzisiaj też były, ale nie wiem jaki fragment KK do nas przyjechał.
Z relikwiami zawsze mam problem – nigdy nie cmokam pojemniczka z doczesnymi resztkami. Trochę mi to trąci kanibalizmem, a trochę obrzydza tłumek całujących po kolei. Skoro ze względów higienicznych nie całuje się już stuły po spowiedzi to jak ciągle uchowała się ta specyficzna „pieszczota” relikwii?

Drugą sprawą są pieśni „ku czci”, którymi czczona jest błogosławiona. Z jednej strony grafomańskie teksty (rymy typu Karolina – Kisielina (rzeka chyba) , z drugiej kalecząca uszy muzyka. Nie jestem zbyt muzykalna, ale było mi smutno jak słyszałam umc umc, paparapapa. „Wielka, mała radę daaaała, Karoooolinaaaa, Karolinaaaaa.” Nie szukaj tej piosenki i nie słuchaj, bo wpada w ucho i męczy godzinami.

Konkluzją z dzisiejszego kazania było to, że dzieci mają być jak Karolina – święte i uśmiechnięte, może to i dobry sposób na życie?