on

On – Zośka Papużanka – recenzja

Skończyłam wczoraj czytać książkę Zośki Papużanki – „ON” i sama nie do końca wiem co mam o niej myśleć.
Raczej mi się podobała, ale… Zaczynałam ją i odkładałam kilka razy i gdyby nie to, że przez chwilę nie miałam niczego ciekawszego do czytania, pewnie odniosłabym ją do biblioteki bez czytania.
Wiem, że nie ocenia się po okładce, ale autorka podpisująca się jako Zośka, nominowana do nagród, a do tego młodsza niż ja! No ciężko było zacząć.

Chciałabym napisać, że pierwsze 50 stron trzeba przebrnąć, a potem się rozkręca. Guzik się rozkręca „ON” to 336 stron brnięcia przez lekturę. Co i rusz chciałam odłożyć, albo zasypiałam, ale jednak chciałam wiedzieć co będzie dalej.

ON

tytułowy bohater to typowa fujara, ofiara losu, dziecko bez przyszłości. Pierwszego dnia szkoły jest tak zasmarkany, że kolega nadaje mu ksywę „śpik”(nie miałam pojęcia, że tak mówi się o glutach). I przez całą książkę czytamy o biednym, durnowatym Śpiku, który z klasy do klasy przechodzi tylko dzięki uporowi matki, która odrabia za niego lekcje i wyprasza promocje.

Można powiedzieć, że to książka o miłości macierzyńskie, ale takiej jakiejś lepkiej, obezwładniającej. Z drugiej strony „ON” to opowieść o życiu w latach osiemdziesiątych tuż przed przełomem. Mocną stroną książki są, autobiograficzne chyba, fragmenty opisujące tamte czasy: kolejki w sklepach, szarzyznę, stilonowe fartuchy i ten wszechobecny marazm. Marazm to słowo klucz dla tej książki, tam właściwie nie ma akcji, ale wszystko się wlecze, ciągnie, dzieje się powoli, w rytmie śpikowego kroku.

Muszę też zaznaczyć, że „ON” to nie książka dla wszystkich. Papużanka posługuje się szeregiem kodów, które trudność mogą sprawić urodzonym dekadę lub dwie później niż ona. Cały pasus o „relaxach”, albo o puszkach po napojach dla wielu czytelników będzie zupełną abstrakcją. Podobnie, może nie od razu zrozumieją kogo miał Śpik na myśli opisując panią i pana  w eleganckich płaszczach leżących zastrzelonych na śniegu.

Jednak jest to książka warta przeczytania, bo są tu i kąski smakowite – opisy lektur szkolnych właśnie tak jak „zwykły” uczeń je widzi, a nie jak napisano w bryku czy innym kluczu. Warto przeczytać, żeby spotkać w tramwaju Sartre’a, Lenina i Wyspiańskiego – absurdalne? Owszem ale napisane z klasą.