Bezpieczeństwo naszych dzieci – czy my czasem nie przesadzamy?

Zaczęły się wakacje, dzieciaki mają dużo wolnego czasu musimy więc o nie zadbać. Zwłaszcza o ich bezpieczeństwo na drodze i w zagrodzie. Pomysł na wpis pojawił mi się na zebraniu dla rodziców przyszłych pierwszaków. Omawiano min. świetlicę, do której większość będzie chodziła.Okazało się, że oprócz pierwszaków w świetlicy bywają czwarto, piąto, a nawet szóstoklasiści! Bezpieczeństwo bezpieczeństwem ale 13 latek w świetlicy??? Ciekawe czy jako siódmoklasista też sam do domu wracać nie będzie?
Pewnie dla większości urodzonych na przełomie lat 70 i 80` zapisanie do świetlicy w tym wieku to byłaby potwarz. Kiedyś to było miejsce tylko dla maluchów.

I teraz zacznę wspominki jak to drzewiej bywało 😀 Nie znaczy, że lepie, ale zupełnie, zupełnie inaczej

Bezpieczeństwo kiedyś i dzisiaj

1. Fefin będzie mógł sam wracać do domu najwcześniej w drugim semestrze drugiej klasy – takie są zasady w szkole. Ja wracałam z koleżanką i kolegą samodzielnie gdzieś tak w połowie września w pierwszej klasie. I wcale nie miałam prostej i bezpiecznej drogi – trzy przejścia bez świateł za to za autobusami i ciężarówkami.

2. Z uporem maniaka zakładam dzieciom kaski na głowy kiedy wsiadamy na rowery. Kiedyś nie istniało coś takiego jak kask! Teraz obawiam się, że może się przewrócą i uszkodzą. Panienka wieziona w foteliku ma kask, bo obawiam się, że mogę się przewróćić (a i owszem zdarza się). Jak byłam w wieku Fefina wjechałam z impetem na krawężnik i przeleciałam przez kierownicę waląc nosem w drzewo. Efektem był imponujący strup. Gdybym miała kask nos nie dosięgnąłby drzewa.

3. Idąc dalej tropem „komunikacyjnym” – foteliki w samochodzie – mają mieć pińcet gwiazdek i wszystkie atesty, żeby w razie wypadku dziecku nic się nie stało. Ok rozumiem, ale używam z wygody a nie z obowiązku czy z chęci zapewnienia bezpieczeństwa. Paradoks prawda? Fotelik ułatwia życie rodzicowi, dzieć siedzi w jednym miejscu, nie łazi, nie zsuwa się na podłogę, nie otwiera drzwi i okien. Nie wiem, jak dawniej rodzice sobie radzili z niemowlakami i małymi dziećmi w autach.

4. W ramach zapewnienia bezpieczeństwa dzieci siedzą w domu zamiast biegać po dworze. Ja jestem na etapie wypuszczania Fefina samego i trochę mi serce drży. Ale zaraz sama się strofuję – co mu się stanie? Spadnie z roweru? Rękę przy mnie złamał. Ktoś go porwie? No, tak czarna wołga. Przecież nie mogę całe życie trzymać go pod kloszem.  Ja na początku podstawówki całe dnie wisiałam głową w dół z trzepaka czy innej gałęzi. Nie wiem kiedy odważę się i pozwolę mu samemu pojechać do miasta, ale pewnie i to wnet się zdarzy 🙂

Wiem, są inne czasy, ale czy my trochę nie przesadzamy? Nastolatek w świetlicy? Całe życie za rękę? Nie da się, czasem muszą się przestraszyć, poobijać, podrapać. Jedno co możemy to wyjaśniać, tłumaczyć, ostrzegać, ale też z umiarem. Mamy za sobą rozmowy na temat obcych – rozmawiać można, podawać szczegółowych danych (adres, nazwisko) nie wolno, iść z kimś obcym – ani kroku. Kurs przechodzenia przez ulicę też mamy zaliczony, wielokrotnie. Trening asertywności w trakcie. Czy  można zrobić coś jeszcze? Chyba nie, każdy musi sam nauczyć się dbać o swoje bezpieczeństwo. W zamian za wszechstronne zabezpieczenie zabieramy czasem coś nie mniej ważnego – samodzielność.