Perfekcyjna matka -konkurs!

Perfekcyjna matka to coś takiego jak jednorożec, podobno istnieje i niektórzy zarzekają się, że ją widzieli. Kiedyś, gdzieś, no w każdym radzie ciotka sąsiadki matki prababki mówiła, że kiedyś gdzieś ktoś taki był.
Ja pogodziłam się z tym, że jednak do końca perfekcyjna nie jestem – co i tobie też radzę. Sprawę ułatwia znacznie książka, o której dzisiaj chce napisać kilka słów:

Perfekcyjna matka nie istnieje!

w podtytule pytanie retoryczne: No i co z tego? Autorką jest Claire Delaporte, która jest matką, ale do perfekcji jej daleko. Książkę kupiłam i przeczytałam już jakiś czas temu, a teraz postanowiłam puścić ją w świat ( o tym za chwilę), ale wcześniej napisać o niej co nieco.

Znalezione obrazy dla zapytania perfekcyjna matka nie istnieje

Książka jest zabawna i szybko się ją czyta, mimo tego, że składa się z 5 części, a przy okazji cały czas oddycha z ulgą – uffff też tak robię, jednak jestem normalna. Oczywiście, że wszystko machnięte grubą kreską, nie ma zabawy w niuanse i zagłębiania się w detale. Autorka stawia obok siebie matki perfekcyjne i te nieco mniej idealne. Porównania są naprawdę czasem karkołomne i rozśmieszają do łez.

Czytając szybko przeszukiwałam pamięć i okazywało się, że rozumiem autorkę aż za bardzo 🙂 I tak na przykład w części zatytułowanej Ciąża jest rozdzialik: Przybieranie na wadze

idealna krzywa masy ciała ciężarnej kobiety powinna wzrastać o jeden dodatkowy kilogram na każdy miesiąc ciąży.

Okazało się, że albo przybierałam nie idealnie, albo byłam w ciąży jakieś 18 miesięcy 🙂

Pocieszające jest, że w części : Poród – okazało się, że jestem perfekcyjna – dobre i to. Przyjechałam na czas, miałam wszystkie potrzebne kwitki i urodziłam szybciutko. Ale już jeśli chodzi o salę na porodówce to było o mnie:

u normalnej matki panuje taki bajzel, że czasami nie wie, gdzie położyła dziecko

I dalej o baby blues to też cała ja:

normalna matka cały czas płacze, bo ma najcudowniejsze dziecko na świecie, bo mało brakowało, a miałaby inne, ale ona chciała mieć właśnie to, bo hormony spadają na łeb na szyję, bo boi się, że sobie nie poradzi z dzieckiem.

Potem też okazuje się, że perfekcyjna to może być pani domu, a nie matka. Zwłaszcza jeśli trafi się dzieciątko takie jak moja panienka, nie bez kozery zwana „panna-fontanna” – przez bite 5 miesięcy!

Normalna matka rzadko ma do czynienia z niewinnym odbijaniem. jest raczej przyzwyczajona do „wielkiego wymiotu”. Ze szczególnym uwzględnieniem momentów, gdy właśnie się ubrała i musi jak najszybciej wyjść, żeby się nie spóźnić.

Im dziecko większe tym gorzej, jestem coraz mniej perfekcyjna:

Normalna matka nie może się powstrzymać od przeklinania. W związku z czym jej dziecko mówi: „Kulwa”, kiedy nie może znaleźć swojej maskotki. „Cholela”, kiedy przewrócą mu się klocki.

Tak, biję się w pierś, przeklinam, staram się mniej, a potem tłumaczę dzieciom, że przeklinać nie należy. Przy okazji wyjaśniam znaczenie słowa hipokryta.

Na koniec jeszcze tylko cytacik o jedzeniu, bo to u mnie też normalna sytuacja:

Normalna matka cieszy się, że jej dziecko w ogóle coś je. Szczególnie lubi spaghetti. Jeśli chce sobie polać makaron keczupem, matka polewa mu go pięć razy, zakładając, że w ten sposób zapewnia dziecku pięć porcji owoców i warzyw dziennie.

Keczup w naszym domu sprawił, że Fef zaczął jeść nawet rzodkiewki (tak z keczupem) i kapustę kiszoną – to z kolei Panienka.

Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić do przeczytania o tym, że „Perfekcyjna matka nie istnieje”. Jeśli masz ochotę na tą książkę (raz czytana :)) To wystarczy, że:

  • polubisz mnie o tutaj o (no wiem, wiem, ale nie ma nic za darmo)
  • udostępnisz wpis na facebooku
  • napiszesz w czym jesteś perfekcyjna, a co zupełnie Ci nie wychodzi

Na chętnych czekam na fejsie do 10 sierpnia