Eger – wakacje w basenie

Jestem stworzeniem ciepłolubnym, a do tego wodnikiem, dlatego jako kierunek tegorocznych wakacji wybraliśmy Węgry. Dokładniej rzecz ujmując miasteczko Eger. Słynie on z basenów termalnych i produkcji wina „Egri Bikaver”. Z racji dwójki małoletnich nastawiliśmy się bardziej na degustację wody basenowej niż wina 🙂

Eger jest nastawiony na turystów więc ze znalezieniem miejsca noclegowego nie ma problemów. My wybraliśmy „apartman” czyli pokój z łazienką i dostępem do kuchni, w cichej dzielnicy blisko centrum.

eger

Głównym celem wyjazdu były baseny termalne, w Egerze jest to dość duży, ponad 5 ha teren. Są baseny sportowe, lecznicze i dla dzieci – z huśtawkami, zjeżdżalniami etc.

Oprócz wody jest spora przestrzeń spacerowo – rekreacyjna, chociaż trawniki to mają słabe, oj słabe. I oczywiście gastronomiczna. Niestety, dla mnie jako osoby nie jedzącej mięsa bardzo mały wybór, sprowadzał się właściwie do naleśników na słodko, langosza i sałatki a`la grecka z bardzo grubo krojonymi warzywami. No, oczywiście były też lody, ale zakładałam, że obiad powinien być nieco bardziej treściwy. Dla kochających wyzwania kulinarne znaleźliśmy w karcie jajecznicę z…kogucimi jądrami!

 

Byliśmy na egerskich basenach dwa dni, w poniedziałek było dość luźno i międzynarodowo, za to we czwartek bardzo tłoczno i  z przewagą Polaków. Niestety także klasycznych Januszów z Grażynami i przychówkiem. Miałam okazję obserwować dwie takie pary: rozbili namiociki (sic!) od wiatru tuż przy chodniku, rozpakowali pińcet toreb, z lodóweczki wyciągnęli polskie piwo i zasiedli mocząc nogi w basenie. Dzieciaki brykały, a oni siedzieli. Przez kilka godzin naszego pobytu krążyliśmy po całym terenie, a oni ciągle w tym samym miejscu :).

 

Cały kompleks basenowy jest dość stary, więc gdzieniegdzie można znaleźć ślady jego świetności, np w postaci fontann czy sadzawek.

Moim ulubionym miejscem były baseny najcieplejsze, czyli „siara” – 38 stopni to coś co mi odpowiada najbardziej 🙂 Oczywiście, że moczenie we wszystkich basenach było bardzo fajne, nawet zjeżdżaliśmy z wielkiej krętej rury i walczyliśmy z rwącą rzeką! Jednak im cieplej tym lepiej.
Jedyne co było słabe to to, że wszystko jednak jest trochę zaniedbane. Trawniki są raczej chwastnikami, a do tego mocno zdeptanymi, w donicach kwiatki usychały, w łazienkach było raczej brudno i sprzęt był już co najmniej pełnoletni – widziałam przetarte brodziki pod prysznicem!

Mimo niedociągnięć polecam kąpielisko, zwłaszcza dla rodzin z maluchami. Zapomniałam dodać – taniej niż w Polsce 😀

Jednak Eger to nie tylko baseny. Jest też coś dla miłośników historii. Starówka z placem Dobo, Bazylika i przebiegająca pod nią trasa podziemna, Minaret (obecne w remoncie) oraz Egeri Var czyli Zamek.  Pod ziemię się nie wybraliśmy, ale na zamek owszem. Co prawda nie mogłam dogadać się z panią w kasie, jak zresztą w większości kas na Węgrzech, ale daliśmy radę. Zamek warto odwiedzić właściwie tylko dla pięknych widoków, bo prawie wszystkie wystawy są dodatkowo płatne, a dzieci w pewnym wieku jednak za wystawami nie przepadają.

Jak się już człowiek naogląda i wymoczy to pora na spacerek do Doliny Pięknej Pani czyli Szépasszony. To istne zagłębie winiarskie. Gdyby nie dzieci przepadli byśmy tam pewnie na pół nocy, albo i dłużej. Ponad 150 piwnic winnych, z czego kilkadziesiąt przystosowanych do przyjmowania gości. W tym regionie wino produkuje się w milionach litrów! Oczywiście kupiliśmy kilka butelek, ale degustacja w dolinie była bardzo ograniczona. Oglądaliśmy jednak piwniczki ze sporym zainteresowaniem.

Kiedy Eger jako taki nam się znudził wybraliśmy się na dwa leżące opodal kąpieliska Egerszalok, a potem Demjen, ale o tym napiszę kolejny post, żeby już tego nie przedłużać 😛