#jateż

#jateż – no nie koniecznie

Od kilku dni co i rusz natykam się na hasła #jateż, ewentualnie #metoo, są wszędzie. Rozumiem, że przemoc seksualna i molestowanie to poważne problemy, ale chyba znowu wylewamy dziecko z kąpielą. Znowu okazuje się, że pojawia się moda – tym razem na bycie ofiarą.
#jateż pojawia się w tweetach i wpisach na fb równie często u „celebrytek” jak i „zwykłych” kobiet, coraz częściej i częściej. Naprawdę jest tak źle? Nad problemem pochyla się coraz więcej portali i gazet – także tych opiniotwórczych.

Wniosek nasuwa się jeden – ONI są źli! Mężczyźni nas krzywdzą – cały czas i wszędzie. Podobno każdy zna ofiarę przemocy seksualnej! Przeczytałam kilka artykułów i już nie wiem nawet czym jest molestowanie, trafiłam na taką definicję:

 Molestowanie seksualne to nie tylko niechciany dotyk, ale każde nieakceptowane zachowanie, które poniża i narusza godność, a ma charakter seksualny lub odnosi się do płci. Do tego podlega subiektywnej ocenie. Co mówią terapeuci? Jeśli czujesz, że byłaś molestowana, to znaczy, że byłaś.

Czyli co – #jateż? Czy jeżeli ktoś (mężczyzna ofkors) zagwizdał na mój widok, a ja z tego powodu nie byłam zachwycona to już molestowanie? W liceum przez kilka miesięcy przechodziłam obok budowy, a i owszem pogwizdywano na mnie – raz mnie to wkurzało, a raz…..uwaga….cieszyło. Tak, tak moje nastoletnie ego czasem czuło się mile podbechtane. No więc to było molestowanie czy nie? A może w zależności od mojego nastroju raz było a raz nie?

Oczywiście, że trywializuję, wiem, że to poważna sprawa i domyślam się też, że bardzo trudno o tym mówić, a nie można milczeć. Rozumiem, że są jest to problem na dość szeroką skalę, ale to co dzieje się teraz w mediach to chyba moda. Kolejna idiotyczna moda. Nie różni się to za bardzo od „solidaryzowania się” z kimś/czymś manifestującego się np zmianą obrazka na fejsie.

Wydaje mi się, że kobiety, które naprawdę doświadczyły przemocy seksualnej nie mają potrzeby pisania o tym wszem i wobec. A może się mylę, może jednak moda na ekshibicjonizm zatacza szersze kręgi niż mi się wydaje? Fajnie przecież być w jednym szeregu z celebrytkami – wystarczy napisać #ja też, #metoo i już jesteśmy członkiniami wielkiego „ruchu”. Przecież każda z nas miała kolegę co klepnął po zadku (a jak mi się podobał to molestował czy wyrażał zainteresowanie?), sąsiada co się dziwnie patrzył, albo szefa co robił seksistowskie komentarze. Ale czy to molestowanie? Czy każde głupie/chamskie zachowanie musi mieć odpowiednią etykietkę?

A co z facetami? Czy oni też padają ofiarami molestowania? Na pewno, ale to traktujemy zwykle w kategorii żartu, że niby co „kobita cie chciała zgwałcić?” – świetny żart – nieprawdaż? Jak potraktować koleżankę, która wystaje pod oknami licząc na spotkanie z chłopakiem, który nie zwraca na nią uwagi? Czy ona też molestuje, a on jest ofiarą?

Pisząc dzisiaj te kilka zdań nie chcę w żaden sposób trywializować czy negować samego problemu molestowania, ale raczej dziwiąc się tej chęci/potrzeby otagowania się #jateż i już jestem fajna, interesująca, doświadczona przez los. Nie, zupełnie mi się to nie podoba.

#janie  #menot

Mam rację? A może tylko mam szczęście, a wszystkie inne kobiety nie?