Z miłości czy dla kasy?

U mnie w domu zawsze się mówiło, że dzieci biorą się z miłości, a nie z planowania. Politycy od jakiegoś czasu usiłują nas jednak nakłonić do planowego rozmnażania. Jak? Kasą!
Proponowanie pieniędzy w zamian za rozmnażanie jest jak dla mnie dość obrzydliwe. Owszem, wspieranie rodzin tak, ale nie w obecnej formie.

500+(pisałam już o tym)

Pierwszy i najważniejszy, flagowy wręcz program najmiłościwiej nam panujących. Pieniądze dla wszystkich tych, którzy mają co najmniej 2 dzieci. Dlaczego 2  a nie 3, albo dlaczego nie dla wszystkich dzieci? Dlaczego samotna matka jedynaka nie dostaje pieniędzy jeśli zarobi więcej niż…1600 zł? Ma sobie fundować drugie dziecko, żeby się na pomoc załapać?
Nie rozumiem dlaczego niema jakiegoś progu, może nie wszystkim ta pomoc potrzebna? Bardzo się cieszę, że mam co miesiąc dodatkową kasę, ale i bez niej bym sobie poradziła.
500+ wydaje mi się być jednak bezsensownym rozdawnictwem, a nie realną pomocą. Wieść niesie, że zdarzają się dzieci planowane z rozmysłem, żeby kolejna 500 wyciągnąć.

Emerytura dla matki czworga

To świeża sprawa, ale budzi sporo emocji. Jest pomysł, aby kobieta, która urodziła co najmniej 4 dzieci, miała prawo do ustawowej emerytury. Dlaczego 4 a nie 3 albo 5? I czy chodzi o kobiety, które już mają 4 dzieci, te które wychowały (i wypuściły już w świat) całą czwórkę, czy te które dopiero rodzić zaczynają?
Nie podoba mi się to,oj nie podoba. Jeśli kobieta urodzi dziecko w wieku +/- 18 lat i potem kolejną 3-kę, to po 30 urodzinach wszystkie będą w szkole – mama może wracać do pracy i wypracować emeryturę nie mniejszą niż ta obiecywana.
Jeśli kobieta zacznie rodzić dzieci tak późno jak ja, to powinna mieć za sobą kilka lub kilkanaście lat pracy. Chociaż nie wydaje mi się, żeby aż 4 rodzić chciała.
Pomysł wydaje mi się głupi, wypycha kobiety wielodzietne z rynku pracy mamiąc je iluzją przyszłej emerytury. A ona co ma robić jak dzieci już się usamodzielnią, czekać na emeryturę?

Karta Dużej Rodziny

To jedyny projekt, który mi się podoba. Troje dzieci to jak mniemam spore wydatki. Trudniej wysupłać pieniądze na wspólne wyjścia do kina, na basen czy do innego muzeum. Taka forma wspierania mi się podoba. Tu chyba nikt nie „dorobi sobie” trzeciego dziecka, żeby taniej korzystać z kultury, albo mieć zniżkę w dyskoncie.

Skąd się dzieci biorą wiemy, dobrze by było, żeby z miłości, a nie zimniej kalkulacji. Państwo chce pomagać, to dobrze, nawet bardzo, ale mądrze. Dzieci „wpadkowe” zwłaszcza u młodych dziewczyn to owoce miłości :). Szkoda by było, żeby zachęcone pomocą tylko w dzieciach zobaczyły swoją przyszłość. Czworo i samotne macierzyństwo to 2 tysiące, na pięć osób to mało, więc dodatkowe zasiłki, albo kolejne dzieci. I ta mityczna emerytura kiedyś tam. Słabo, raczej słabo to widzę. Chociaż znam kilka rodzin z  5 dzieci. Jedni nieźle sytuowania i bez wsparcia by sobie poradzili. Reszta się z tej kasy cieszy.  Ale wcale nie jest tak różowo, jedna mama opowiadała, ze słyszała za plecami: 2,5 tysiąca idzie.

Co sądzisz o wspieraniu w ten sposób miłości do dzieci? Ma to sens, a ja się czepiam?