Bezdzietność pomysłem na blog.

Bycie blogerem to nie taka łatwa sprawa. Jeśli chce się mieć czytelników trzeba znaleźć niszę i ją wykorzystać. Chyba, że chce się mieć blożek  głównie dla siebie i najbliższych kilkorga czytelników. Wracając do tematu. Nisza. O gotowaniu, dzieciach, oszczędzaniu, diy, książkach. To już dawno nie są tematy rzadkie. Blogów o blogowaniu też jest sporo. Ale blog o bezdzietności (z wyboru) spotkałam po raz pierwszy. Czyli autorka trafiła w punkt. Znalazła sobie działeczkę, którą może rozwijać.

Bess-Hamiti / Pixabay

Bezdzietność

Temat dobry jak każdy inny, równie ciekawy jak niepełnosprawność, ale….  na przykład Zaniczka i Pani Miniaturowa piszą o swoim życiu i niepełnosprawności. Autorka „bezdzietnika” pisze o bezdzietności jako o sensie życia.
Przyznam, że zachęcona wywiadem w „Gazwybie” zajrzałam na blog, przeczytałam kilka wpisów i tak jakoś mi się smutno zrobiło. Pomyślałam, że autorka mam naprawdę ciężkie życie. Tak ciągle doszukiwać się ukrytych sensów, zamazanych znaczeń. Ona nie chce mieć dzieci. Rozumiem, też długo nie chciałam. Ale oprócz tego strasznie ją to unieszczęśliwia. Tak bardzo, aż musiała blog o tym zakładać. Może to nie głupi pomysł? Może zacznę pisać o tym jak mi ciężko w mięsnym świecie?

Dzieci są wszędzie

Czają się dosłownie w każdym zaułku. Nawet jak sobie bezdzietna spokojnie pójdzie do ginekologa, to wkoło ciężarne siedzą! A na ścianach plakaty z niemowlakami. Czyżby do TEGO lekarza przychodziło się z powodu dzieci? To tak jakbym wpadając do Maca na kawę (no zdarza się) miała pretensję o reklamę hamburgerów. Sokoro ja nie jem mięsa to obecność kotletów powinnam odbierać jako opresyjną!
Do tego lekarze dopytują o ciążę i straszą zegarem biologicznym. No horror po prostu. Ja zdecydowałam się na dzieci dobrze po 30-tce więc zdarzyło mi się bywać u ginekologa bez ciąży. Chyba trafiałam na samych złych lekarzy mających w zadku stan dzietności kraju. Nigdy mnie nie pytano i nie nakłaniano do rodzenia.

congerdesign / Pixabay

Bezdzietni twoim wrogiem!

Tak, w kilku postach pojawiają się przykłady tego jak bardzo źle i okrutnie my dzietni traktujemy bezdzietnych. Pytanie o to kiedy dzieci – standardową metodą nękania. Ufff, jestem dumna, nigdy nikogo o to nie zapytałam. Wydaje mi się, że te pytania to raczej standard kulturowy niż prawdziwe zainteresowanie. Większość ludzi decyduje się na dzieci więc skoro znamy kogoś kto od lat nie jest samotny możemy zapytać o dzieci. Tak jak pytamy o plany na wakacje. Większość ludzi jeździ.
Smutne to troszkę, że autorce, aż tak w życiu ciężko. Ale pomysł na bloga przedni

Babeczka fajnie pisze, więc kiedy jej się tematyka z nieszczęsnością bezdzietnych skończy jest szansa, że będzie to ciekawy blog. Także dla dzietnych.

Ja mam pewnie spaczoną optykę, w końcu mam dwoje dzieci. Bezdzietność to wybór i nic mi do tego. Tak jak nie zaglądam (za bardzo) innym do talerza tak i dzieci czy ich brak mało mnie interesuje.