Miłość i wojna – w książce jak w życiu

Jakżebym mogła nie docenić dzisiejszej daty i nie użyć słowa Miłość. No jak? Należę do tej kategorii wiekowej, która pamięta, że Walentynek kiedyś nie było. Pierwszy raz obchodziłam je w liceum! Na początku z dystansem, potem  z zachwytem, a teraz już mnie nudzą.

Czekoladki, serduszka, słodkie pioseneczki, majtki z serduszkiem, świeczuszki, lizaczki i diabeł wie co jeszcze. To już nie jest „święto”, w którym chodzi o miłość. To tylko kolejna okazja na wyciągnięcie ludziom garści pieniędzy z kieszeni. Jeśli kogoś bawi to ok.

Dzisiaj zamiast roztkliwiania się nad „walentynkami”, krótka recenzyjka. Niezbyt często zdarza mi się czekać na książkę w kolejce. Na tą czekałam kilka miesięcy, w dwóch bibliotekach na raz czekałam! Nie chciałam kupować, bo książka ma zbyt wiele pozytywnych recenzji 🙂 Już nie raz się przejechałam na takich okrzyczanych książkach. Chociaż tym razem przynajmniej autorkę znam – pisałam już o niej (możesz przeczytać tutaj) i spodziewałam się książki przynajmniej dobrej. Nie zawiodłam się!

Jeździec miedziany

Nie wiem zupełnie nic o wojnie, znaczy wiem tyle co mi w szkole powiedzieli. To nie jest temat, który jakoś szczególnie mnie interesuje. Zwłaszcza jeśli dotyczy wojny w ZSRR. Za romansami też jakoś za bardzo nie przepadam. Czytuję, ale się nie zachwycam.  Paullina Simons  zaproponowała mi 2w1 – książka, w której miłość i wojna są równie ważne. 700 stron naprawdę dobrej literatury.

tracy0218 / Pixabay

Leningrad

czyli miasto, którego już nie ma, którego miało też nie być fizycznie. Tania mieszka sobie z rodzicami i rodzeństwem w Leningradzie, trwa wojna, a ona ma 17 lat. I spotyka miłość swojego życia. Jednak bardzo szybko musi wybrać, która miłość jest ważniejsza – on czy bliscy. Wątek romantyczny, bardzo śliczny, ale wojna wszystko stawia na głowie. Nie wiedziałam, że Leningrad był miastem skazanym na zagładę. Po okrążeniu przez Niemców w mieście zaczął się głód. Opisy zmniejszających się racji chleba, chudnących bohaterów, a wreszcie ludzi umierających z głodu na ulicach robią piorunujące wrażenie. Rodzina Mietanowów pomału się kurczy, jest ich coraz mniej.

 

Tania żyje, bo jest zakochana

z miłości dla rodziny stara się zdobyć jedzenie, z miłości do Aleksandra stara się przeżyć, z miłości do ludzi stara się pomagać wszystkim którzy tego potrzebują.  Cały czas wojna, krew, wybuchy,trupy. Mało romantyczny anturaż, ale wszystko do siebie pasuje. Nie chcę psuć przyjemności z czytania, ale jeśli czekasz na „gorące” kawałki to spieszę donieść iż są i takie. Piękne, wysmakowane, bez wulgaryzmu. Tania ma dopiero 17 lat więc to wszystko jest subtelne i niewinne. Takie jak tylko pierwsza miłość potrafi być.

Śmierć

jest obecna cały czas, dawkowana tak, żeby za bardzo nie przytłoczyć czytelnika, ale jest cały czas tuż obok. Jest jeden bohater, któremu całą książkę życzę śmierci, a na końcu chyba wreszcie potrafię go zrozumieć. Śmierć z głodu, z miłości do ojczyzny, albo zupełnie przypadkowa.  Nie miałam pojęcia jak wielu ludzi umarło  z głodu i zimna w tamtą wojenną zimę. Pełno tej śmierci w całym „Jeźdźcu miedzianym”. Tania jednak żyje, okazuje się bardzo twarda, mimo całej dziewczęcej naiwności.

Do tego wszechobecny lęk przed władzą, NKWD, sąsiadami,  donosicielami. Simons udało się odtworzyć atmosferę lęku i niepewności, ja naprawdę przejmowałam się tą całą historią, rzadko aż tak wczuwam się w losy bohaterów. Myślę, że udało jej się napisać książkę, która przetrwa próbę czasu i za 10 czy 20 lat będzie tak samo dobra. Na pewno do niej wrócę.

Póki co poluję na kolejny tom „Tatiana i Alexander” i znowu boję się, że już nie będzie tak dobry.

Zdjęcie przedstawia totalnie „zaczytaną” okładkę z biblioteki 🙂