Pierwszy miesiąc na freelansie

Marzec był pierwszym miesiącem, w którym tak na serio przyłożyłam się do mojego freelanceowania. Zarobiłam mniej niż w dotychczasowej pracy, ale w końcu nie o kasę mi chodzi (no, nie tylko). Jednak porównując do minimalnej pensji jest nieźle. Mój dochód był wyższy niż zarobki  młodego nauczyciela i sekretarki w mojej byłej pracy ( z wieloletnim stażem), więcej niż mojej koleżanka w urzędzie, porównywalne z pensją lekarza stażysty. Nie mogę więc narzekać. Oczywiście bez składek na emeryturę, bo robota na zlecenie.

Udało mi się jednak dotrzymać dwóch podstawowych założeń:

nie pracuję w weekendy, staram się pracować max 4h dziennie.

Tak, wymyśliłam sobie robotę na pół etatu! Gdybym była bardziej pozbierana i umiała się lepiej ogarnąć zarobiłabym średnią krajową. Ale póki co jest ok.

Bonusem jest czas na dom. Jak ogarnę towarzystwo tj oddam do placówek edukacyjnych, zrobię obiad i ogarnę jako tako chałupę siadam na ok 3h do komputera. I klikam jak najęta. Nie ma trudnych tematów, pykam opisy jeden z a drugim, póki co stawka nie jest imponująca, ale patrząc na konkurencję i stawki na wolnym rynku, to jestem zadowolona. Na początek oczywiście. Mam w planach rozwój  copywriterski 🙂 Na razie :

Ja pracuję cały czas, naprawdę, ja się cały czas czegoś uczę, bez przerwy. Ja się uczę w mieszkaniu, ja się uczę w samochodzie kiedy jadę, ja się uczę w samolocie kiedy lecę.

Co zyskałam w tym miesiącu?

Spokój, wolne weekendy, a przede wszystkim wolną głowę. Jak odklikam co moje na dany dzień to już nic nie muszę. Mam ochotę leżeć i czytać to mogę to zrobić i nie mam wyrzutów sumienia, że mogłabym w tym czasie robić coś ważniejszego. Dobrze mi tak. Mam czas na: dzieci, gotowanie, pranie, odpoczynek,wieczorną joge co kilka dni, nawet okna umyłam! Jest fajnie. Pewnie to teraz jeszcze trochę efekt nowości mnie trzyma i tak różowo cały czas nie będzie, ale póki co cieszę się tym co mam. Jest dobrze na tym freelansie!