Shaming raz jeszcze, dlaczego mi się nie podoba…

Znowu mnie dzisiaj zaatakowała baba w gaciach chwila po porodzie. Wirtualnie na szczęście mnie zaatakowała. Ja chyba już muszę definitywnie się z GazWybą rozstać, bo mi na głównej co rusz jakieś cuda serwują. Za pierwszym razem poskrobałam się po głowie i zadumałam nad kondycją ludzkości. Tym razem muszę się podzielić rozterkami. To nie shaming!

Pisałam niedawno o zjawiskach typu slut-shaming, a na fejsie nawet podlinkowałam do tekstu o mum-shamingu – bardzo warto przeczytać – ten tekst (klikając o tu). Teraz sama własnoręcznie będę shaming-ować.

Mam dość odkłamywania rzeczywistości, tak dobrze widzisz, mam dość odkłamywania. Pojawił się jakiś czas temu trend na pokazywanie się w jak najmniej wyjściowych sytuacjach. I tak na przykład w dobrym guście pokazać swoje: rozstępy, biust zdezelowany karmieniem, świeże blizny po cesarce. Tak wiem, to naturalne, ale czy naprawdę trzeba publikować takie zdjęcia online?

Wolę takie zdjęcia nt nowego dziecka niż mamę w pielusze  one_life / Pixabay

Idea jest taka, że te zdjęcia mają ośmielać inne kobiety, dawać im do zrozumienia, że to wszystko jest normalne i nie ma czego się wstydzić. Rozumiem, ale nie popieram.

Dzisiejsza baba, kolejna już w tym roku (a może to ta sama tylko ja pokazują kolejny raz) pozuje w siatkowych majtach poporodowych z wielką podpachą i wkładkami laktacyjnymi wystającymi ze stanika. To ma pokazać prawdziwe macierzyństwo kilka godzin po porodzie. WTF? Ja po porodzie przez sekundę nie pomyślałam o zrobieniu sobie jakiegokolwiek zdjęcia, o takim mało estetycznym nie wspomnę. Inna sprawa, że po krwotoku w ogóle mało myślałam 🙂 Jak teraz myślę to kurcze, dałam ciała, miałam wtedy taki piękny woskowo żółty, zielonkawy nieco odcień twarzy. Taaa mogłam zrobić furorę na insta, jak zwykle przegapiłam swoje 5 minut.

Zastanawiam się co by tu pokazać….hmmm Dysponuję pokaźną blizną na lewym udzie, pozostałość operacji stawu biodrowego. Może dopiszę do tego łzawą historyjkę jak to blizna się rozrosła, jest szpetna, a ja się jej nie wstydzę? No, bo się nie wstydzę, ale żeby zaraz w sieci?

Jak już shaming-uję to po całości. Nurt body positive też mi się średnio podoba. W sensie samo body positive mi się podoba, bo każda z nas powinna lubić swoje ciało bez względu na to jak wygląda. Ja akceptuję swój celulit i płaskie popiersie, ale nie prezentuję go chwaląc się w sieci.

Zdjęcia chorobliwie otyłych blogerek, które są aż tak zadowolone z życia, że muszą się obofocić z każdej strony zupełnie mi się nie podobają. Ok mogę nie patrzeć, ale one robią krzywdę innym, nie tylko sobie Spotykam w szkole Fefina (podstawowej) bardzo grube dzieci płci obojga, z kilka lat będą siedzieć w kolejce do: kardiologa, gastrologa, ortopedy i pewnie jeszcze kilku. Panie z nurtu body positive wmawiają im, że 100 kg + to nic złego. Nie podoba mi się.

Takie grubaski, proszę bardzo 🙂 Pexels / Pixabay

A może to wcale nie body positive, ani nie odczarowywanie, odkrywanie tabu tylko zwykły ekshibicjonizm? W sumie to nawet nie zwykły, tylko taki lvl master? W końcu ładna buzią trudno się wyróżnić, coraz łatwiej czymś „oryginalnym”.  A ja i tak zgadzam się z Maleńczukiem, który powiedział, że w TV to sami ładni powinni być 😀 Czego i Tobie życzę!