Centrum Nauki Kopernik – lepiej bez dzieci!

Przy okazji pobytu w Warszawie, o czym pisałam TUTAJ, odwiedziliśmy Centrum Nauki Kopernik. Od razu rada – wejściówki warto załatwić przez internet. Przyszliśmy przed 11-stą, a najbliższe bilety były na 12:40, a przed nami sporo ludzi. Nie było gwarancji, że uda nam się kupić. Więc mając w perspektywie ZOO kupiliśmy na 17:00.

Pani w kasie powiedziała, że można być o 16:30, bo wtedy otwierają bramki. I rzeczywiście byliśmy wcześniej, ale tylko ok 10 minut. Przy wejściu wahadło Foucaulta – zupełnie zignorowane.  A po lewej – wodny plac zabaw. Przelewanie, wylewanie, chlapanie – wszystko opisane, bo to czysta fizyka.

Nie obejrzeliśmy zbyt dokładnie, bo była już 5-ta więc wydawało nam się, że zaraz coś, gdzieś się otworzy i popędzimy zwiedzać Centrum Kopernika! Szybki spacer po atrakcjach na dole i windą w górę. Okazało się, że to na dole, to już jest TO. Czyli na przyszłość wiadomo, że można przyjść nawet 1/2 wcześniej niż godzina na bilecie.

Centrum Nauki Kopernika, czyli co?

Duża, otwarta przestrzeń, w której rozstawione jest bardzo wiele punktów, bardzo dokładnie opisanych i….każdy robi co chce. Żadnych strzałek, wskazówek, przewodników. Może to i dobrze, ale jakoś chaotycznie nieco. Zwiedzanie z dziećmi jest TROCHĘ trudne, bo oboje pędzili od atrakcji do atrakcji i przepychali się z wrzaskiem: mamo, ale on/ona się pchaaaaaa.

Wszędzie wajchy,  kółka, sznurki, wszystko można wprawić w ruch. Na początku próbowałam dzieciakom czytać o co chodzi w poszczególnych miejscach, ale szybko przestali mnie słuchać. Sama nie miałam czasu czytać, bo oboje pędzili do coraz to nowego miejsca. Mam wrażenie, że nikt tego nie czyta!

centrum

W związku z tym nieczytaniem pojawiały się zabawne sytuacje. Pokój Amesa, czyli miejsce, w którym wzrok zostaje totalnie oszukany, ale tylko jak patrzy się z odpowiedniego miejsca. My go znamy z Farmy Iluzji , ale większość nie. Więc, wpadali do środka, rozglądali się i lecieli dalej tracąc całą zabawę płynącą z tego miejsca.

Generalnie sporo było miejsc, w których wzrok dostawał kręćka.  Kolory, wzory, kształty, osoby z apopleksją w kilku miejscach musiały rezygnować z zabawy, o czym było napisane dość wyraźnie.

Bawi i uczy, bawiąc uczy, ucząc bawi

Moje bacho chyba jeszcze za małe na prawdziwą naukę, ale zabawa była niezła. Po cichy liczę jednak na to, że niektóre rzeczy gdzieś im w głowach zostaną. Na przykład o tym, że na mapie płasko to zielone, a wysoko pomarańczowe. Sami usypywali góry, a światło zmieniało się w zależności od wysokości.

 

Fajnym doświadczeniem było podciąganie w górę samego siebie, wcele nie takie trudne jak się okazało.

W domu też mamy magnesy, nooo ale nie takie duże 😀

Fef sprawdził się jako kierowca, mam nadzieję, że zanim dorośnie do robienia prawa jazdy, poprawi mu się koordynacja.

Polianna za to operowała. Laparoskopowo, misia 😀 Wcale nie było łatwo zgrać ruch ręki z tym co się widzi na ekranie.

centrum

Było jeszcze bardzo dużo różnych innych stanowisk, niektóre nudne dla moich dzieciaków, ale ja bym z chęcią popatrzyła na niektóre dłużej.

Wartym polecenia punktem jest miejsce gdzie zakładamy na głowy opaskę, która bada nasze mózgi. Zabawa polega na tym, że trzeba się wyluzować, a im bardziej tym lepiej. Fale alfa, beta, albo jakieś zupełnie inne popychają piłkę. Ten kto bardziej rozluźniony wygrywa. Fef ruszył piłkę właściwie w tej samej chwili jak usiadł. Nie wiedział o co chodzi, a wygrał. Nie wiem czy się cieszyć, może to dowód na to, że nie myśli? 😀

Dwie godziny w Centrum minęły na prawdę szybko, myślę, że spokojnie można tym być co najmniej dwa razy dłużej. A bez dzieci jeszcze dłużej 🙂

Jeżeli ktoś zastanawia się w jakim wieku można spróbować tam zabrać dziecko, to mówię, że spokojnie rozgarnięte 4,5 letnie dziecko da radę i nie będzie się nudzić.

BTW, gdybym była w Warszawie dłużej, a do tego sama, może wreszcie zdecydowałabym się na wizytę w studio tatuażu  Szukam inspiracji na nową dziarkę, wiem mniej więcej (chyba) co bym chciała, ale teraz trzeba dopracować szczegóły. Szukam w związku z tym artysty, który spełni moje oczekiwania 😛 W sumie do stolicy nie tak daleko, a Juniorink wydaje się intrygujący.