Ile zawodów ma mama?

Dawno, dawno temu na zabawie choinkowej, dostałam książeczkę pod jakże frapującym tytułem: „Ile zawodów ma mama?”. Nie pamiętam, o czym dokładnie była mowa. Pamiętam moje oburzenie, kiedy pani wręczająca mi dzieło, zapytała, czy umiem już czytać? Heloł !!! Ja miałam już 7 lat, czytać zaczęłam zanim skończyłam 5.

Nie powiem, żeby ta książka w jakikolwiek sposób wpłynęła na cokolwiek. Jednak kiedy zaczęłam ostatnio myśleć (zdarza mi się czasami) o tym co umiem i muszę umieć, doszłam do wniosku, że mam naprawdę wiele zawodów.

W każdym chcę być najlepsza i niezastąpiona. Tak się w swoich staraniach zapędziłam, że naprawdę wszystko robię sama. Jestem już cholernie zmęczona, ale nie umiem tego odkręcić. Nie wiem, kiedy popełniłam błąd. Może wtedy, gdy po ślubie zostaliśmy z rodzicami?

Na początku  – z wygody, potem – z przyzwyczajenia, a po śmierci Ojca – z obowiązku. I tak ogarniam pięcioosobową rodzinę praktycznie samodzielnie. Małż pracuje, dzieci są małe, a mama stara i słaba (btw uwielbia być chora). Moja mama to materiał na osobny wpis, albo i kilka. To typowa jedynaczka, która lubi rządzić i tak robić, żeby się nie narobić – zawsze tak było.

Zawsze byłam dumna z siebie, że potrafię robić coś, czego nie robią moi rówieśnicy. Lubiłam, gdy rodzice mówili znajomym, jaka jestem pomocna i pracowita. Dość szybko polubiłam (serio!) mycie okien i prasowanie, bo dla mamy to było zbyt ciężkie. I tak krok po kroku uczyłam się nowych „zawodów”. Nie mogę oczywiście powiedzieć, że od najmłodszych lat wszystko było na mojej głowie. Boże broń! Miałam zupełnie normalne dzieciństwo.

Jednak po ślubie przejęłam większość obowiązków, na przykład pranie należy od 17 lat tylko do mnie. Mama stopniowo wycofywała się na pozycję doradczo-opieprzająco-wtrącającą się we wszystko. Był moment kiedy byłam w ciąży, pracowałam, prowadziłam dom i nie mogłam na nikogo liczyć. Miałam zamiar się wyprowadzić, ale wygrało poczucie obowiązku. Przekonanie, że muszę pomagać moim rodzicom – zresztą oboje powiedzieli, że beze mnie nie dadzą sobie rady.

I potem się potoczyło: dziecko, praca, dom, praca, depresja matki, dom, drugie dziecko, dom, śmierć ojca, praca, dom pogorszenie się zdrowia mamy, dom, praca……. Kołowrotek.

Czasem mam wrażenie, że jestem sama. Piorę, sprzątam, gotuję, zajmuję się dziećmi. Małż robi zakupy. Jestem jak pies na krótkiej smyczy. Dom – przedszkole – sklep. Czasem daję się zabrać do miasta. Sama praktycznie nie wychodzę. Od kiedy pracuję w domu bywają tygodnie, że nie oddalam się z domu dalej niż na 1,5 km.

Wiem, powinnam zająć się sobą, wyjechać na weekend, odpocząć. Ale zaraz mam wizję, jak moja matka i mój małż urywają sobie łby (nie lubią się to fakt). Dzieci są do mnie przywiązane, aż za bardzo i nie chcę, żeby im było smutno. Mam wyrzuty sumienia na samą myśl, że płakałyby z mojego powodu. Tak, wiem, że przesadzam, ale mam przekonanie, że beze mnie się wszystko zawali.

Matka Polka Ogarniaczka Wszechświata mi się włącza, jak ja czegoś nie zrobię, to nikt tego nie zrobi. Nie umiem delegować zadań. Kiedyś odkurzałam dziecięcy pokój marudząc, że nie wiem dlaczego to ja to robię, syn mi odpowiedział: „bo to lubisz!”.

Może to i prawda, może ja muszę się czuć potrzebna i niezastąpiona? Ale ja jestem już taka zmęczona…