Mama ma wolne! Odważyłam się i wyjeżdżam!

Po moim grudniowym wpisie o zmęczeniu całokształtem (do przeczytania tutaj) dostałam kilka wyraźnych wskazówek (nie tylko w komentarzach), że muszę coś z tym zrobić. Tyle to sama wiedziałam, ale nie miałam pomysłu, jak i co.  Moja niezawodna (i jedyna) siostra dogadała się z moim (póki co jedynym) mężem i wymyślili mi wyjazd. Oboje dobrze mnie znają, więc nie fundowali mi od razu wyjazdu na miesiąc w tropiki. Zaczynamy powoli od wyjazdu na… dwie doby . Niby nic, ale na początek w sam raz.

Mama ma wolne!

Nie wybieram się zbyt daleko, jakieś 25 kilometrów za miastem, więc jak zatęsknię, mogę nawet pieszo wracać. Dzieciątka w pierwszej chwili postawiły twarde veto. Wyjaśniłam, dlaczego mi taki wyjazd jest potrzebny. Opowiedziałam, że muszę odpocząć, po prostu wyjechać z domu i nic nie robić. Nie rozmawiać, nie gotować, nie sprzątać, nie pracować. Dyskusja nieco trwała, ale udało mi się wygrać. Nie było łatwo, ale w końcu to moje własne dzieci, a nie sąd internetowy*. Wygrałam, mogę jechać! Chociaż z sądem tez bym dała radę, moje argumenty są niepodważalne ☺.

Odetchnę w polu

Jadę do SPA resortu o wdzięcznej nazwie  „Łubinowe Wzgórze”. W ofercie wege jedzenie, herbatki ziołowe, ruska bania, masaże i tym podobne pieszczoty. Ośrodek w szczerym polu, w lecie można paść się na łące, teraz ograniczę się do spacerów. Planuję przede wszystkim oderwać się od codzienności i nie myśleć. Zobaczymy, na ile mi się to uda.

Jeżeli już mi się znudzi, to mogę wybrać się na spacer na basen do Nałęczowa. Drugą opcją jest wycieczka w drugim kierunku, czyli do Wąwolnicy. Sanktuarium, dróżki itp. Mogę poleżeć krzyżem, pospacerować na kolanach, pomedytować. Też relaks.

Walczę z poczuciem winy

Cieszę się na ten wyjazd, odsuwam od siebie poczucie winy, że zostawiam dzieci. Przecież nie zostawiam na pastwę losu. Mam prawo do bycia sama ze sobą nie tylko idąc do sklepu. Pracuję intensywnie nad nauczeniem się myślenia o sobie bez obwiniania się, za to, że coś zaniedbuję lub kogoś w ten sposób krzywdzę. Znam hasło „szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko”, ale na razie jakoś w życie go nie wprowadzałam.

Ostatni raz sama wyjechałam w 2010, do Berlina na konferencję. Potem jeszcze w 2012 byłam w Warszawie, ale to był wypad na 12 godzin, więc się nie liczy. I oto po dziesięciu latach, dodatkowo pierwszy raz w życiu Polyanny, nie będzie mnie w domu przez dwie noce! Cóż za szalona przygoda ☺☺☺!

*Wspomniałam o sądzie internetowym. Oby nigdy się nie przydało, ale warto wiedzieć, że dzięki takim rozwiązaniom można ułatwić sobie życie. Zwłaszcza jeśli przyjdzie nam upominać się o niezapłaconą należność. Wszystko można zlecić online i to nawet bez ponoszenia dużych kosztów.