Pierwszy rok bez etatu

Właśnie mija pierwszy rok bez etatu. Krótkie podsumowanie. Kiedy rok temu okazało się, że już mnie nie chcą na uczelni, nie byłam pewna co chce robić dalej. „Poszłam” w copywriting, bo już coś tam się z tematem obeznałam. Po roku dalej pracuję dla tej samej agencji, dalej za kwotę niższą niż na uczelni i ciągle nie płacę składek na mityczną emeryturę. Jednak trochę już w tym wszystkim okrzepłam i wiem, że to bardzo dobry sposób zarabiania pieniędzy.

Czego się nauczyłam przez ten rok?

Na pewno zmienił się mój warsztat, więcej branżowego słownictwa, więcej synonimów i umiejętność opisywania rzeczy dziwnych w sposób prosty i interesujący. Wiem, że zdecydowanie podoba mi się tematyka związana z łazienkami i wnętrzami, a nie koniecznie z ciuchami. Lubię pisać o kosmetykach, ale nie mam problemu z opisaniem szamba betonowego. ☻☻☻

Potrafię (mam nadzieję) w kilku zdaniach zachęcić do zakupu produktu takiego jak chociażby rollup. Zrobię to zachwycając się jego nowoczesnym stylem i przydatnością. Co ja piszę, nie przydatnością, ale wręcz niezbędnością! Przecież to idealny sprzęt reklamowy, przyda się na każdej konferencji czy innym spotkaniu branżowym. Poręczny, elegancko wykonany, stabilny, a do tego z nadrukowanym dowolnym tekstem. ☺☺☺ I długo tak jeszcze mogę się zachwycać.

Oprócz opisów tego typu piszę teksty na blogi firmowe, landingi itp. Póki co mnie to bawi, a przy okazji sporo się uczę. Serio! Czasem muszę coś doczytać, poszperać, to naprawdę fajna robota.

Dywersyfikuję

Praca z agencją to jedno, ale szukam czegoś więcej. Mam umowę z firmą co płaci mi za wpisy blogowe, co prawda jeszcze nie są to kwoty z trzema zerami na końcu, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie mam propozycji reklamowania znanych firm, chociaż dostałam raz maila z ofertą barteru – ja im artykulik o restauracji, a oni mi kolację. Zgodziłabym się gdyby nie to, że to w Tychach.☺

Rok prawie zajęło mi przypominanie sobie, że zawsze marzyłam o zarabianiu na czytaniu. Poważnie, redakcja i korekta wydają mi się bardzo pociągające. Intensywnie się szkolę, podglądam innych i szukam dojść. Chcę poprawiać innych, a najśmieszniejsze, że w moich tekstach nie widzę błędów! Literówki i przecinki – zmora!

Mam na koncie jedną współpracę jako redaktor – opracowałam tekst o repelentach. Zażyczyłam sobie 90 zł za 8 stron. Wydawało mi się ok i tyle dostałam, potem popatrzyłam na stawki i okazuje się, że tyle to czasem sobie za arkusz życzą. No, cóż widocznie mój zleceniodawca też nie znał cen na tym rynku. ☺

Podsumowując ten rok, mogę powiedzieć, że jest całkiem nieźle. Pieniądze to nie wszystko, spokój i czas na wszystko – warto za to zapłacić każdą cenę. Nic nie muszę i to jest sukces. Nie zarzekam się, że nie wrócę nigdy na etat, ale póki co jest fajnie.