Zenek królem Polski

Nie mogę dłużej udawać, że go nie widzę ani nie słyszę. Przecież jest, istnieje, wszędzie go pełno, nawet Wyborcza się o nim rozpisuje. Wiem czym jeździ, o czym marzy i co czyta (no dobra, przesadziłam z tym czytaniem). Zenek Martyniuk jest moim największym fanem!☻☻☻  Co prawda nie słucham tej uduchowionej muzyki, ale muszę powiedzieć, że znam niestety jego porywające utwory. (dla równowagi w zupełnie innej aranżacji)

Ostatnio gazeta mi doniosła, że żona Zenona, niejaka Danuta, nosi się niezwykle szykownie. Niestety rodzime sklepy nie są są w stanie dorównać jej gustom, po ciuchy bidna musi do USA latać, a torebki najbliżej w Belgii są odpowiednio skrojone.

Wcześniej dowiedziałam się, że syn Zenka się żeni, potem że się rozmnożył, a w końcu się rozwiódł. I to wszystko w ciągu chyba roku. W międzyczasie żonę ciężarną pobił a potem dał się za narkotyki aresztować. I to wszystko pod czujnym okiem mediów. Piękna historia, była miłość, zazdrość, przemoc i dziecko.

Życie Zenka jest na tyle wzruszające, że zasłużył na benefis. Rożne mniej lub bardziej przebrzmiałe gwiazdy uświetniły go swoją obecnością. Telewizja polska to uwieczniła i, jak czytałam w gazecie, już dwa razy w tym roku wyemitowała w ramach powtórek. Suweren słucha i się raduje, ja nie mogę się przemóc. A przecież to nasz polski, swojski, pszenno-buraczany Zenek, to nasza współczesna odpowiedź na Elvisa, mamy wreszcie króla na miarę naszych możliwości!

Na kinową wersję Zenka też jakoś się wybrać nie mogę, chociaż to dzieło powstało z okazji 50- lecia żywota i 30-lecia obecności na estradzie (bo nie śpiewania przecież). Nie wiem gdzie jest haczyk, dlaczego za mój abonament, aż tak się go fetuje. Ani on mądry, ani przystojny, ani nawet śpiewać nie potrafi za bardzo.

Disco polo to nie moja bajka, nie rozumiem i nie chcę zrozumieć tego fenomenu. Rozumiem, że są ludzie, którzy lubią prostą muzykę i łatwe teksty, melodyjki pod nóżkę. Nie będę udawała melomanki i znawczyni muzyki, ale piosenki o dupie Maryni – dosłownie – ni jak do mnie nie trafiają. Linia melodyczna z automatu i panowie śpiewający dyszkantem z manierą jakby mieli zbyt ciasne spodnie. Litości!

Jednak najgorsze jest to, że Zenek , Sławomir i im podobni robią furorę w przedszkolach i podstawówkach. Osoby odpowiadające za bale karnawałowe są z jakiegoś powodu przekonane, że dzieci lubią śpiewać o zielonych oczach i polewaniu szampanem. Serio? W przedszkolu?

Na koniec coś dla miłośników Limahla, tak on i Zenek to ziomale. Ale ostrzegam, tego się nie da odzobaczyć, a trzech Zenków na jednej scenie to dla niektórych może być zbyt wiele.