Potyczki sąsiedzkie

Mieszkanie w domu wolnostojącym, ale nie jednorodzinnym, to szansa na potyczki sąsiedzkie i dyskusje na różne tematy. Niestety często życie z takim sąsiadem to nie bajka. Ja z natury jestem spokojna i raczej schodzę z drogi, ale swojego umiem bronić. Zaraza dodaje mi powera, bo siedzenie w zamknięciu powoduje, że nie mam jak się rozładować.  Jednak, żeby opowiadanko dzisiejsze miało sens, muszę wykonać małą wycieczkę historyczną.

potyczki

W latach 50. moja babcia wraz z bratem mojego dziadka kupiła dom.  Podzielili się nieco dziwnie, bo mojej babci, a potem mamie i mojej całej rodzinie, przypadła 1/3 domu i ogrodu. I w dokumentach jest dokładnie tak, nie ma ile metrów, która kondygnacja, jest 1/3.  Całość to 311 metrów, nasze mieszkanie ma nie całe 100, do tego piwnica. Ogród podzielony jest tak, że część bliżej domu jest nasza, dalej ich. Kiedyś było wspólne podwórko i wjazd, ale z czasem moi rodzice dali się wypchnąć, ojciec zrobił wjazd z drugiej strony domu.

złośliwostki

Od lat „pani” sąsiadka stara się nam uprzykrzać życie, jednak nie są to potyczki wprost. Takiej konfrontacji chyba jednak się boi. Mijamy się rzadko więc i okazji do kłótni właściwie nie ma. Zawsze mówię jej z uśmiechem dzień dobry, bo ją to strasznie wkurwia. Odpowiada, ale z miną taką jakby mnie chciała opluć co najmniej. A ja niezmiennie się kłaniam i jeszcze dzieciom każę ☺☺☺

Drobne złośliwości traktuję jako dziwactwa, uciążliwe, ale nie zmuszające do kłótni. Skoro myjąc raz na jakiś czas podłogę, myje tylko pół korytarza – trudno, ja  myje cały.  Jeśli chce jej się zbiegać z góry, żeby zatrzasnąć mi drzwi, bo akurat wyszłam powiesić pranie, albo dzieci bawią się przed domem – ok, zawsze to trochę ruchu, w końcu pani po 60. się przyda.  Zamiatanie balkonu, akurat wtedy kiedy wywiesiłam pranie, albo zmiatanie kilkuletniego osadu z daszku prosto w świeżo umyte okno. – przypadek?

podłotki

Podsłuchiwanie pod drzwiami, albo przez domofon – no niech ma kobita coś z tego życia, skoro w jej domu się nic nie dzieje, niech nas posłucha.  Obgadywania nas za plecami i wymyślanie głupot? Hmmm, no też mam na swoim koncie „przypadkowe” wygadanie kilku smaczków sąsiadowi, który trudni się roznoszeniem wieści w promieniu 100 km co najmniej.

To się dzieje od lat, moi rodzice nigdy nie reagowali, nie dawali się wciągać w dyskusję, co naszą ulubioną sąsiadkę wprawiało we wściekłość. Co ciekawe, mąż jest prawie normalny! I pewnie tak długo jeszcze będzie, bo szkoda mi nerwów, ale dziś się odważyłam i podniosłam rękawicę. Siedzimy w ogrodzie, pod balkonem, jedyne miejsce, którego nie widać z góry! Na ich balkonie słyszę nerwowe dreptanie, ale bidna nic nie widzi. Na trawniku pod balkonem leżą cegły, pozostałości z remontu, poukładałam je pod ścianą, wychodzę spod balkonu, patrzę w górę….jest!

konfrontejszyn!

– Dzień dobry! – to ja, z uśmiechem ofkors
– Dzień dobry, co pani tam robi, pod balkonem, to nie wasze – jad kapie na trawę
– ???????? – zadzieram głowę, bo balkon na 2. piętrze
– to nasza część ogrodu!
– pod naszym balkonem????
– No, przecież nie wasza?
– Pani też nie!
– A czyja???? – zwisa z balkonu, aż się boję, że spadnie
– Ducha Świętego! – się mi żarcik udał ☻
– Nasza, i ten chodnik pod oknem, też, a wy po remoncie nie posprzątaliście i jest brudno!
– Do tej pory pani tu nie przychodziła zająć się ogrodem
– To przyjdę! – uhuuuu, zabrzmiało groźnie.
–  Zapraszam – no, przyznam się, cicho to powiedziałam

I teraz tak na trzeźwo i spokojnie. Ogród pod domem jest nasz, ergo część pod balkonem też – czy się mylę? Może powinnam się pokajać i z kwiatami pójść przepraszać? Eeeee, chyba nie, jednak wynik potyczki uznaję  1:0 dla mnie. Coś czuję, że dopiero się rozkręcamy ☺☺☻