Wybierz sobie prezydenta – DIY

Nie mogę powiedzieć, że pamiętam kiedy po raz pierwszy wybierałam prezydenta. Nie był to dla mnie jakiś przełomowy moment w życiu. Jednak zawsze sumiennie (z uporem maniaka?) powtarzam, że wybory to ważna sprawa. Sejm i senat, rada miasta, prezydent – skoro mam prawo się wypowiedzieć to się wypowiadam. W tym roku po raz pierwszy, z premedytacją

nie wybiorę prezydenta

I to nie dlatego, że nie mam swojego kandydata. Mam, nawet więcej niż jednego, ale po prostu nie mogę brać udziału w tych wyborach. Nie będę legitymizować tej hucpy moim podpisem. Po prostu nie. Nawet nie chodzi o to, że Duda jest słabym prezydentem, bo nie jest. To nie prezydent, ale marionetka w łapach Balbiny z Nowogrodzkiej. Nie chcę kolejne 5 lat patrzeć na to, jak ten nienawistny dziad kieruje państwem.

Do dzisiaj się wahałam

Bo niby tak, jeżeli zagłosuję, to zgadzam się z pomysłem PiS, czyli głosowanie pocztowe. Jeśli nie zagłosuję, to siłą rzeczy poprę Dudę, a tego nie chcę. Wahałam się, bo senat ma czas do 7 maja na wydanie opinii czy 10 maja można przeprowadzić głosowanie, czy nie. Jednak dzisiaj czytam w gazecie, że pakiety wyborcze już się drukują i będą roznoszone od 4 maja. Bez czekania na decyzję senatu. Czyli co? Izba wyższa się nie liczy? Konstytucja do śmieci? Najwyraźniej tak. Zachowam pakiet wyborczy dla potomnych, jako dowód przestępstwa.

udajemy

Udajemy, że wybieramy prezydenta, udajemy, że przestrzegamy konstytucji, udajemy, że mamy demokrację. Państwo z dykty i paździerza, San Escobar? Udajemy, że nie ma koronawirusa, udajemy, że listonosze dadzą radę. Najgorsze jest to, że część ludzi w to wierzy i wybierze malowanego prezydenta, pacynkę w łapach bliźniaka sierotki. I nie wiem co z tym mogę zrobić. Jak zaprotestować? Nie można wyjść na ulice, bo pandemia, można się wściekać w internecie, ale co to da? Do tej pory miewałam dylematy na kogo zagłosować, teraz mam świadomość, że nie mam jak głosować.

Właściwie dlaczego nie?

Gdybym musiała wytłumaczyć przeciętnemu Kowalskiemu, który politykę ma w zadku, opowiedziałabym mu o przymiotnikach. Wybory muszą być, aby były uznane za demokratyczne:

  • równe
  • tajne
  • bezpośrednie
  • powszechne
  • proporcjonalne

W szykowanej farsie tylko ostatni przymiotnik się broni.

Wybory nie będą równe, ani powszechne, ponieważ nie wszyscy będą mogli w nich uczestniczyć – na starcie wyklucza się osoby chore i na kwarantannie, mieszkający poza krajem  prawdopodobnie też nie zagłosują. Jeżeli ktoś ma meldunek w innym miejscu niż mieszka, to nie dostanie „pakietu wyborczego”, no bo jak?

Wybory nie będą bezpośrednie – korespondencyjne, czyli tak naprawdę głosuje ten, kto dorwie kartę wyborczą. Kto udowodni, że jakaś ambitna babcia nie zagłosuje na PAD, dysponując pakietem zameldowanego u niej wnuczka?

Wybory nie będą tajne – i tu się przestaje robić zabawnie. Mam własnoręcznie podpisać, że ja to ja i dołączyć to do mojego głosu. Serio????

Wynik zależy od tego kto liczy

Nie ufam politykom, obawiam się, że wynik będzie z góry przewidziany, niezależnie od tego ile osób i jak zagłosuje. Przecież tego nie da się sprawdzić. Nawet nie będzie żadnego dowodu na to, że głosowałam. Może lepszym pomysłem byłoby głosowanie online? Skoro przy głosowaniu na budżet obywatelski się daje? Wiem, wiem, nie wszyscy mają dostęp do internetu.

Jedynym rozwiązaniem jest przełożenie wyborów, na jesień, albo na przyszły rok, ale przecież szeregowy poseł inaczej to sobie zaplanował…

O kosztach nawet nie che mi się pisać, szkoda słów.