Czy można polubić porządki?

Po wiosennych porządkach dawno już nie ma śladu. Pora może na porządki wczesnoletnie? Patrzę w zakurzone okno (budowa vis a vis) i zamiast pracować, planuję mycie szyb. W końcu wystarczy złapać szmatkę, przetrzeć i voila. Może później. Nigdy nie byłam przesadnie porządnicka, nawet uważałam, że bałagan jest twórczy.

Jak byłam mała, pamiętam, że  szczerze nienawidziłam sprzątania. Ciuchy chowałam do wersalki, bo mi się do szafy nie mieściły. Na biurku miałam wszystkie książki, zeszyty i mnóstwo innych rzeczy. Bałagan doprowadzał rodzicielkę do szału. Co i raz wpadała do pokoju i piździuuuu jednym ruchem ręki oczyszczała biurko. Nie mogła mi dać bana na internet albo komórkę, bo ich wtedy nie było. Na koleżanki też nie, bo mieszkałam daleko od bloków i nie chciało mi się do nich chodzić, w tivi nic nie było, więc jedyną karą były porządki. Jak ja tego nienawidziłam.

Z czasem polubiłam sprzątać! Nie wiem kiedy mi się to stało, chyba w liceum, albo na studiach kiedy wolałam posprzątać niż się pouczyć. No jak się można uczyć jak syf dookoła? No jak? I tak pomału, pomału okazało się, że bałagan mnie wkurza, a sprzątanie relaksuje. Lubię mieć poukładane w szafie, ciuchów co prawda nie układam wg kolorów, ale wszystko przede mną.  Psychologowie lubią wszystko wyjaśniać – jak nie możesz dojść do porządku ze sobą, to sprzątasz.

Ale sprzątanie to jedno. Lubiłam kiedyś programy o sprzątaniu. Ja naprawdę lubiłam „perwersyjną” panią Rozenek! Kiedyś był program o sprzątających dwóch Brytyjkach, jak ja je lubiłam. Ile ciekawostek jak sobie ułatwić porządki pokazywały – wiem, że działały, bo natychmiast wypróbowywałam, szkoda, że równie szybko o nich zapomniałam.

Swego czasu odkryłam Marie Kondo –  znaną chyba już wszystkim japońską milionerkę, która dorobiła się na sprzątaniu. Dzięki niej majtki, portki i tiszerty w karnym stoją rządku.

Po latach prób i błędów nauczyłam się sprzątać, co prawda nie odkryłam jeszcze jak sprawić, by porządek trwał. Ale to już nie moja wina. Nauczyłam się też, że do sprzątania wcale nie potrzebuję agresywnej chemii. Już nie zanieczyszczam wody i nie wdycham oparów ☺☺☺. Sięgam po sodę, ocet i inne naturalne środki czystości. I to działa! Czytam składy, ale o tym pisałam już nie raz, dlatego chętniej wybieram ekologiczne preparaty do prania i sprzątania niż te reklamowane przez „gwiazdy” TV. Świadomie ograniczam ilość chemii w otoczeniu.

Jutro zacznę dzień od odkurzania, potem pranie, może coś jeszcze w ramach rozrywki posprzątam, albo poukładam. Oj nie, nie mam aż tyle czasu na porządki. Przecież czasem muszę jeszcze popracować ☻.