Oświecenie przy zlewie

Obierałam marchewkę na obiad, to jedna z tych czynności, przy których nie trzeba myśleć. Nikt mi nie przeszkadzał, nie zaczepiał, radio było wyłączone. Marchewka, za marchewką, obierki wpadają do wiaderka i nagle…oświecenie!

Mistrzowie zen mówią o kontroli oddechu i wyłączanie umysłu w celu uzyskania oświecenia. Zalecają wyprawę do samotni, w góry, daleko od ludzi. I wtedy robi się czary-mary, szuru-buru, pstryk – oświecenie. Wracają jako mędrcy wiedzący jak żyć.

Mnie wystarczyło skupienie się na obierkach. Nie, nie dostałam przepisu na życie, ani wizji przyszłości. Po prostu poczułam, że to, co robię, ma sens (nie w sensie, że z marchewki będzie obiad), że jestem we właściwym miejscu i powinnam się z tego cieszyć.

Poczułam, że mimo tego chaosu dokoła, mam z czego się cieszyć, mam za co być wdzięczna. Zaczęłam sobie w głowie układać listę tego, za co mogę dziękować – każdego dnia.

Za to, że jestem

Zaczynam z wysokiego C, ale tak, za to właśnie jestem wdzięczna. Każdego ranka kiedy się budzę, mogę samodzielnie wstać, pójść do kuchni i rozpocząć dzień. Nie muszę prosić nikogo o pomoc przy zwykłych czynnościach. Moje ciało dobrze mi służy. Mogę wsiąść na rower i jechać przed siebie. W ciągu kilku ostatnich dni dowiedziałam się o śmierci czerech znajomych mi osób, w tym dwóch przegrało z Covidem. Jestem wdzięczna, że mam to szczęście, że ciągle jestem.

Za to, że mam rodzinę

Dzieci, mąż, mama – czasami mam ochotę ich pozabijać. Marzę czasem o tym, żeby wyjść z domu i wrócić za rok, ale jestem wdzięczna za to, że ich mam.

Za to, że mam pieniądze

To tylko tak głupio brzmi, bo pieniędzy nie mam zbyt wiele, ale… Nie muszę w sklepie wybierać najtańszych produktów, mogę pozwolić sobie na zakup tego, na co mam ochotę (w ramach rozsądku oczywiście). Nie mam problemów z zapełnieniem lodówki, nie muszę wybierać czy mam zapłacić za prąd, czy kupić dzieciom buty na zimę. To naprawdę jest powód do wdzięczności.

Za to, że żyję w XXI wieku

Nie muszę przynosić wody z rzeki, rąbać drwa, palić w piecach. Zmywarka, pralka, radio, telewizor i oczywiście internet – wynalazki, które trudno przecenić.  W sklepach wybór jedzenia, nie muszę biegać po lesie, ani po polu czy sadzie, wystarczą zakupy. Jednak chyba najbardziej wdzięczna jestem za prąd w gniazdku. Serio, trudno mi sobie wyobrazić codzienność bez prądu.

Za to, że nie muszę

Praca zdalna nie przynosi mi szczególnych profitów, nie mam składek emerytalnych, ale mam coś, czego nie da się przecenić – wolność. Nie muszę pędzić na godzinę, wpasowywać się w ramy firmy, zgadzać się z jej polityką. Ostatnio pojawił się cień szansy, że mogę dostać propozycję powrotu do starej pracy. W pierwszej chwili WOW, ale zaraz przyszła refleksja – przecież moje poglądy i poglądy „firmy” rozjechały się totalnie, to dwa bieguny, powrót i udawanie, że jest inaczej, byłby hipokryzją. Potem zaczęłam myśleć i znowu OŚWIECENIE – przecież, ja wcale nie chcę tej pracy, to mnie już nie bawi, nie muszę do niej wracać. Honor mam tylko jeden, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki itd.itp. Nie muszę! To ja decyduję, o tym co chcę robić i jestem wdzięczna za to.

To tylko początek, rzeczy, za które mogę być wdzięczna co dzień, do tego dochodzą drobiazgi typu udana zupa, ciekawa książka, słoneczny dzień. Filozofia wdzięczności i uśmiechu, doceniania każdej chwili nie jest mi szczególnie bliska, ale w tych czasach chyba powinnam się z nią zaprzyjaźnić. Trzeba jakoś radzić sobie z chaosem na zewnątrz.