Body Positive – ja też mam cellulit

Burze przetaczające się co jakiś czas przez facebook czy instagram jakoś mało mnie obchodzą, nie użytkuję tych mediów jakoś przesadnie. Jednak w niedzielę na wielu z obserwowanych przeze mnie profili pojawiły się posty wyrażające oburzenie po wypowiedzi niejakiej Agnieszki Kaczorowskiej vel Bożenki z „Klanu”.

Aż musiałam zajrzeć i zobaczyć czym bidula naraziła się tak wielu instagramerkom. Przeczytałam i okazało się, że ooops… w dużej mierze się z nią zgadzam i nie do końca wiem, za co spotkało ją tyle złych słów.

W skrócie: od jakiegoś czasu panuje

moda na brzydotę

i Agnieszka się tym martwi. Uważa bowiem, że w sieci powinniśmy pokazywać się z jak najlepszej strony. Do zdjęć trzeba wypiąć biust, przeczesać grzywę, no zrobić się trochę po prostu i tyle.

Czyli za co jej się dostało? A no za to, że promuje niewłaściwe podejście i fałszowanie rzeczywistości, przez co nastolatki nie wiedzą, jak świat wygląda i myślą, że każdy jest piękny tylko one nie. Really? Nastolatki są aż tak głupie? No, ok bywają, ale chyba nie wszystkie.

Ale o co kamon?

Zdziwiło mnie, że tak wiele zupełnie fajnych dziewczyn poczuło się dotkniętych wpisem. Większość z nich „robi się” do zdjęć, bo ich twarz promuje ich markę osobistą.

Jednak mimo wszystko, rozumiem Agnieszkę. Nie chodzi o to, żeby kreować (modne słowo) rzeczywistość, ale jednak trochę ją poprawiać. Nie zawstydzać czy wyszydzać innych, ale pokazywać siebie z lepszej strony. Przecież nie wrzucamy zdjęć z imprezy nad ranem, kiedy fryzura zburzona i oko rozmazane, raczej pokazujemy się tuż przed wyjściem – piękne i zadbane. Kto ma w albumie (albo w chmurze) brzydkie zdjęcia, których nie lubi?

Body Positive…

Nie wiem, czy można mówić o promocji brzydoty, ale o źle rozumianym body positive owszem. Jeżeli widzę dwudziestokilkulatkę, która waży 150 kg i jest modelką, a do tego opowiada, jak to wreszcie udało jej się pokochać swoje ciało, to nie jest to dla mnie body positive. To ogromna nadwaga, która wcześniej czy później zagrozi zdrowiu.

I inne niedoskonałości

Od jakiegoś czasu na instasiu i na wyborczej (sic!) pojawiają się zdjęcia mam po porodzie w majtkach poporodowych. Serio? Też miałam takie gacie i wiem, jak się kiepsko w nich chodzi, ale nie miałam potrzeby robienia sobie w nich zdjęcia. Inny trend to z kolei blizny po cesarskim cięciu (w różnym stopniu zagojenia) i rozstępy. I to i to jest naturalne, ale serio jest to materiał na zdjęcia do social mediów? W imię czego? Zygmunt Bauman mówił, że kiedyś była agora i alkowa, a teraz wszystko się pomieszało.

Nie kupuję tłumaczenia, że dzięki temu inne kobiety czują się lepiej, bo też tak wyglądają. Niedawno była dyskusja (kolejna) o tym, żeby nie „kołczować się” kosztem niepełnosprawnych (nawet o tym pisałam kiedyś), a kosztem grubych i brzydkich można? Czy naprawdę widząc  takie zdjęcia, myślimy uff: nie tylko ja tak mam, czy może ufff: ta to dopiero źle wygląda!

Idziemy w dziwnym kierunku, powinniśmy akceptować wszystkich i wszystko, ale nie możemy mieć swojego zdania, jeśli różni się od panującego trendu.

Ciekawe co jeszcze mnie zaskoczy, co jeszcze można pokazać? Ja nie mam się czym pochwalić, cellulit mają wszyscy, tłuszczyk na brzuchu też. Wrzucam zdjęcia bez filtra i bez makeupu, urodą nie porażam. Czy mam coś wartego pokazania? No może blizna na długości prawie całego uda, tak to może być materiał na story, opowiem, jak ją pokochałam…