apulia

Apulia my love część II

Kiedy kolejny raz w tym tygodniu zobaczyłam 12 stopni, zatęskniłam do Bari. Zdecydowanie bardziej podoba mi się temperatura ponad 30 niż to, co mam tutaj. Apulia to mój klimat ☺.

Dlatego znowu na blogu pojawia się część druga naszego włoskiego urlopu. Na początku spieszę donieść, iż jednak mam zdjęcia orcchiette  na ulicy! Okazało się, że małżon był zrobił kilka!

apulia

Dzięki temu mogę zacząć dzisiejszy wpis od jedzenia. Przyznaje się, wrzucam czasem zdjęcia żywnościowe na insta ☻

Apulia jest pyszna

Włochy kojarzą się głównie z makaronem i pizzą, oczywiście nie obyło się bez tych specjałów. Przed przyjazdem do Bari poczytałam trochę o jedzeniu i wiedziałam, że oprócz orcchiette musimy spróbować focacci i panzerotti. Udało się i muszę przyznać, że było pysznie. Focaccię jedliśmy w dwóch miejscach: Panifico Fiore i kultowa Panifico Santa Rita. Obie wersje smakowały doskonale, a ta „kultowa” okazała się tańsza. Za cały placek zapłaciłam 3 e, podczas gdy w tej pierwszej 2 e za ćwiartkę. Czym się focaccia różni od pizzy? Smakiem i ilością składników, pomidory i oliwki i duuuużo oleju oraz sporo soli. W Santa Rita do ciasta dodaje się gotowane ziemniaki, dzięki czemu można się zdecydowanie najeść.

Najpyszniejsza kiedy jeszcze parzy palce!

Panzerotti to z kolei pieczone pierogi, całkiem spore. W wersji podstawowej wypełnione mozarellą i pomidorami, ale mogą być też z mięsem. I też stosunkowo tanie, naprawdę duże panzerotti kosztuje około 2 e.

Oprócz tego w menu mieliśmy spaghetti, lasagne, burgery, ale w wersji włoskiej, czyli w bułce typu panini. Dla mnie jako osoby, która nie je mięsa, było całkiem sporo dań do wyboru. I oczywiście kawa! Espresso wszędzie kosztuje JEDNO EURO! na lotnisku jest oczywiście droższe, o całe 50 centów. Kiedyś czytałam, że włoskie espresso musi być tanie, bo każdy Włoch ma prawo do espresso, nawet ten najbiedniejszy. Natomiast lody nie zrobiły na nas szczególnego wrażenia, smaczne, owszem, ale w Polsce też już można zjeść bardzo dobre lody. 

Gdzie spaliśmy?

Z racji tego, że dość późno szukałam noclegów, wybranie czegoś, co nie kosztuje worka pieniędzy, wcale nie było łatwe. Co ciekawe, kilka naprawdę fajnych i niedrogich lokali miało wyraźnie podkreślone zastrzeżenie: BEZ DZIECI! Szkoda, bo bardzo mi się podobały. Ostatecznie udało mi się znaleźć dwa apartamenty. Dlaczego aż dwa? Bo znalezienie noclegu w centrum na pięć dni było po prostu niemożliwe. Zależało mi na centrum i bliskości starego miasta, dlatego trzy pierwsze noce spędziliśmy w apartamencie na pierwszym piętrze w bardzo starym budynku, a dwie pozostałe na szóstym w zupełnie innym.

Standard też był inny, w tym pierwszym nie było klimatyzacji, a w tym drugim czajnika ☻. Spanie przy otwartych oknach podczas gdy śmiecie są odbierane w okolicach północy, a samochody jeżdżą całą noc… no cóż, lekko nie było. Za to w obu mieszkaniach były balkony i w miarę wygodne łóżka.

Zdjęcie było zrobione dokładnie o 22:43

Włoskie maniery drogowe

Włosi są głośni i mocno gestykulują, nawet przez telefon, nie jest to dla nikogo żadną nowiną. Jednak to, w jaki sposób traktują przepisy ruchu drogowego woła o pomstę do nieba ☺. Parkowanie na rogu ulicy? Czemu nie! Parkowanie centralnie na przejściu? Oczywiście! Trąbienie przy byle okazji? Standard! A do tego samochody w stanie przyprawiającym miłośników samochodów o ból serca. To, że jeżdżą  autami odrapanymi i poobijanymi, przestało nas dziwić właściwie od razu. Potem tylko pokazywaliśmy sobie co ciekawsze innowacje, lusterko na taśmę klejącą, zderzak na trytytki, drewienko przytrzymujące opadająca szybę, pęknięte przednie szyby, reflektory bez żarówek – kto by się przejmował drobiazgami.

Osobnym rozdziałem jest podejście pieszych, chyba mało kto wie, po co są światła drogowe. Przechodzi się wtedy kiedy ma się taką potrzebę, a nie kiedy świeci się akurat zielone. I co dziwne kierowców jakoś to nie wkurza. Podobno im dalej na południe, tym mniejsze poszanowanie dla przepisów ruchu drogowego. Apulia to faktycznie południe, temperament inny niż w reszcie kraju, a na pewno inny niż w reszcie Europy.

Co mnie zaskoczyło?

Jakoś szczególnie to chyba nic, zdziwiła mnie natomiast dość słaba znajomość angielskiego. Nie twierdzę, że u nas każdy przechodzień biegle włada językami obcymi, ale jednak w restauracjach czy pubach już tak. W Bari nawet w miejscach, gdzie pracowali głównie młodzi ludzie „rozmawiałam” po włosku. Trochę to dziwne, że w restauracji po angielsku mówi tylko jedna (i to najstarsza kelnerka), a w food trucku z  czterech młodych mężczyzn żaden. Przyzwyczaiłam się trochę do tego, że po angielsku wszędzie się można dogadać.

Pomagała mi moja znajomość hiszpańskiego, okazało się, że sporo słów jest podobnych i kiedy ktoś mówił bardzo powoli i wyraźnie łapałam, o co chodzi. Donna Lucia wyjaśniła mi na przykład, że zepsuł się klucz i musimy poczekać na właściciela mieszkania, ale jak chcemy, możemy sobie usiąść w kuchni i poczekać. Byłam dumna z moich umiejętności lingwistycznych.

Wokół Bari

Cała Apulia jest piękna, warto ją pozwiedzać, jednak my byliśmy nieco ograniczeni brakiem samochodu. Wybraliśmy się na jedną wycieczkę poza Bari. Pojechaliśmy pociągiem do Poligniano a mare. Tamtejsza plaża zachwyciła nas bez dwóch zdań. Samo miasteczko też jest urocze, ale w porównaniu do Bari dużo bardziej nastawione na turystów, wszędzie pamiątki, magnesy, gadżety. Tak trochę jak Sopot czy inna Krynica.

Aby skorzystać z usług restauracji w grocie, podobno trzeba zadeklarować, że wyda się nie mniej niż 50 e na osobę. Nie byliśmy, ale widok podczas posiłku musi robić wrażenie.

Kamienista plaża i takie samo dno, ale pływanie w otoczeniu skał i obserwowanie śmiałków skaczących z wysokości, to naprawdę coś wyjątkowego.

Najsłynniejszy mieszkaniec tego nadmorskiego kurortu Domenico Modugno. Fragment tekstu piosenki, z której jest znany – Volare – wisi nad jedną z ulic. Nocą pewnie się nawet świeci.

I to na razie tyle, Bari bardzo mi się spodobało, chętnie bym tam wróciła, Włochy są fajne 😀