Papież nie taki święty?

O moim stosunku do Kościoła pisałam już nie raz, wierzę i jestem katoliczką, chociaż czasem mnie to uwiera. Teraz jakby nawet bardziej. Wszystkie afery wymiatane spod dywanów pałaców biskupich i papieskich bardzo mnie bolą. 

Papież nie był dla mnie nigdy jakimś szczególnym autorytetem, był papieżem i tyle. Nie miałam potrzeby naśladowania JPII, chociaż musiałam czytać encykliki tegoż. Kiedy umierał atmosfera żalu i smutku była tak nakręcona, że owszem, mnie też łza się zakręciła w oku. Kiedy został świętym, hmmm, zdziwiłam się, że aż tak szybko. Jednak co do „wynoszenia na ołtarze” mam swoje zdanie, nie do końca po linii KK.

Teraz kiedy wychodzi na jaw coraz bardziej indolencja, najpierw Wojtyły, a potem JPII, jest mi przykro, czuję się oszukana. Pedofilia jest czymś obrzydliwym, nie będę stopniować, czy gorsza w wykonaniu wujka, księdza czy pana od wf. Jest koszmarna, a każdy jej sprawca powinien ponieść karę, niezależnie od tego, w co się ubiera. Jeżeli więc papież, a wcześniej biskup Wojtyła nie robił niczego, żeby chronić dzieci przed zwyrodnialcami w sutannach, to jest współwinny krzywdzie.

Skoro są dowody na to, że wiedział, ale umywał ręce…to nie jest to spisek ani ubeckie metody. Cała prawa strona Polski staje murem za papieżem – dobrym i świętym. Cała lewa storna Polski krzyczy – winny zaniedbania. Przyglądam się temu wszystkiemu i jest mi z tym źle. Cokolwiek powiem, ktoś mi zarzuci, że nie mam racji, okażę się lewaczką bez serca, albo pisowskim pomiotem.

W mojej bańce mogę śmiało powiedzieć – winny. Jeśli mam ochotę na ostrą sprzeczkę, wysunę nos z bańki  i powiem – winny. Każdy, kto wie o krzywdzie, a nie chce jej przeciwdziałać, jest współwinny cierpieniu. Argumentu o tym, że nie może się bronić, bo nie żyje, nie kupuję.

Może właśnie nadeszła pora, aby odbrązowić te tysiące pomników? Nie mówię o ich burzeniu, ale o spojrzeniu na JPII, jak o na człowieka, który nie był doskonały, który popełniał błędy i mimo całej otoczki świętym nie był?